The article discusses a former Polish intelligence chief's assessment of a potential secret agreement between Russia and China. He emphasizes that China's actions, such as the alleged deployment of Chinese soldiers to Ukraine, are highly significant because nothing happens in China without the Communist Party's approval. This suggests a strong partnership between Russia and China, posing a serious threat to the West.
This alleged collaboration is seen as extremely negative for Ukraine, as it introduces a new enemy. China's purported involvement shifts from attempted mediation to direct support for Russia.
The use of Chinese and Indian-made equipment by the Russian army in Ukraine further strengthens this concern.
The article also touches upon the US's military budget and strategic shifts. The US plans for a massive defense budget but also anticipates cutting costs within the Department of Defense, including reducing troops in Europe. This is partly linked to the rising threat from China in the East, with significant investment in new bases in the second island chain as a line of defense against China.
The former intelligence chief expresses pessimism about a quick end to the war in Ukraine, stating that Russia aims to advance westward and believes Ukraine is weakening. The hope for the collapse of the Ukrainian state and its transformation into a second Belarus remains a significant Russian goal.
W rozmowie z Onetem płk Andrzej Derlatka z dystansem podchodzi do oficjalnych informacji płynących z Pekinu. Nie ma przy tym wątpliwości, że doniesienia o udziale chińskich żołnierzy w wojnie w Ukrainie należy traktować "z najwyższą uwagą".
— Przypomnę, że w wojnie koreańskiej po stronie północy również walczyli chińscy "ochotnicy", a nie regularne wojsko. Tak przynajmniej Pekin przedstawiał to w oficjalnych komunikatach. Natomiast trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że życie w Chinach jest w każdym aspekcie kontrolowane przez Komunistyczną Partię Chin, więc sytuacja, w której jacyś "wolontariusze" samozwańczo jechaliby na wojnę, nie wchodzi w grę — zaznacza ekspert.
— Chiny to jest inny świat, tam nic nie dzieje się bez odgórnego przyzwolenia do otwarcia drzwi na określone działania. To nie jest państwo demokratyczne i jeśli coś takiego się dzieje, to oznacza, że istnieją tajne porozumienia między Rosją a Chinami. W związku z tym nie można wykluczyć, że wizje niektórych ekspertów o sojuszu chińsko-rosyjskim przeciwko całemu Zachodowi mogą się ziścić. To jest bardzo poważny sygnał i zarówno państwa europejskie, jak i Stany Zjednoczone, muszą traktować to z najwyższą powagą — dodaje.
Według płk. Andrzeja Derlatki ta sytuacja ma też drugie dno.
— Amerykanie nie kryli się z tym, że ich rokowania z Rosją w sprawie Ukrainy mają również uderzyć w porozumienia Moskwy z Pekinem. W związku z tym Chiny wysłały sygnał do administracji Trumpa, że nadzieje na to, iż Rosję uda się wyrwać z chińskich szponów są płonne i żadna zmiana tutaj nie nastąpi. Jest przyjaźń, sojusz i partnerstwo bez granic — argumentuje.
— Dla Ukrainy to fatalna wiadomość, bo pojawił się nowy wróg. Do tej pory Chiny próbowały przywdziewać szaty mediatora i wymyślały jakieś warunki pokojowe. Natomiast wysyłając swoich żołnierzy na front Pekin opowiedział się twardo po jednej ze stron — wyjaśnia.
— Takie sygnały były zresztą już wcześniej, bo rosyjska armia używała w Ukrainie sprzętu elektronicznego produkcji chińskiej. A to nie koniec, bo pojawiły się tam również procesory produkcji indyjskiej. To kolejny ważny sygnał dla Zachodu, który niestety przybliża nas do konfliktu globalnego. Tak to oceniam — podkreśla.
Były szef Agencji Wywiadu odniósł się również w rozmowie z Onetem do kwestii relokacji amerykańskich żołnierzy w Polsce oraz nieoficjalnych informacji o zmniejszeniu liczby żołnierzy USA w Europie.
— Zabranie żołnierzy spod Rzeszowa nie budzi aż takich kontrowersji i nie stanowi problemu z punktu widzenia obronności Polski. Nawet premier Kosiniak-Kamysz oświadczył, że oni w Polsce zostaną i będzie to wzmocnienie naszej obrony. Zakładam, że w tej chwili tak naprawdę trwają gorączkowe negocjacje z Amerykanami w tej kwestii i jest to dla nas niezwykle ważna sprawa — twierdzi ekspert.
— Druga rzecz, to kwestia planów amerykańskich. Stany Zjednoczone planują w przyszłym roku największy budżet obronny w historii, ale jednocześnie zakładają cięcia kosztów w Departamencie Obrony, które mają obejmować m.in. zmniejszenie liczby żołnierzy w Europie. To jest nowa koncepcja działania armii USA w obliczu najpoważniejszych wyzwań, jakie pojawiły się przed nimi na Dalekim Wschodzie — tłumaczy.
— Czyli z jednej strony w Europie będą oszczędzać, ale z drugiej strony w Azji będą potężne pieniądze inwestować. Chodzi m.in. o budowę nowych baz wojskowych w drugim łańcuchu wysp, które stanowią front obrony Zachodu przed Chinami. Ten pierwszy łańcuch stanowią bazy w Japonii i innych wyspach położonych najbliżej Chin. To są miejsca, które w zamyśle mają stanowić pierwszą linię obrony, ale mają mieć też wsparcie z zewnętrz w postaci drugiego łańcucha wysp — od Guam aż po Nową Gwineę — wyjaśnia.
— Tam już poszła pierwsza partia inwestycji. Powstają lotniska, porty, magazyny. Waszyngton wydał na to już dwa miliardy dolarów, a to dopiero początek, bo te bazy trzeba będzie obsadzić amerykańskimi żołnierzami. To będą specjalnie przeszkoleni marines, w tym piloci, marynarze itd. A skoro ci zostaną wysłani na Daleki Wschód, to część żołnierzy zostanie ściągniętych z Europy do obrony terytorium Stanów Zjednoczonych. Po prostu trzeba będzie zapełnić lukę. To wszystko wynika z analiz sztabowych, które w tej chwili są przeprowadzane w USA. Na razie mamy tylko przecieki, ale niebawem poznamy zapewne finalne konkluzje — zauważa.
— W każdym razie — to tam Ameryka widzi dzisiaj główne zagrożenia i to tam chce koncentrować swoje siły. Dlatego Europa musi wykrzesać z siebie jak najwięcej, żeby móc bronić się przed zagrożeniem rosyjskim. To nie jest przypadek, że Amerykanie wciąż powtarzają, iż wszystkie państwa europejskie powinny przeznaczać 5 proc. PKB na obronności — dodaje były szef Agencji Wywiadu.
— My to w Polsce rozumiemy, ale niestety wciąż są takie państwa, które nie chcą przeznaczyć nawet dwóch procent. A w perspektywie 3-5 lat rysuje się na horyzoncie kolejne zagrożenie. I nie chodzi o to, żeby straszyć tutaj, że będzie wojna. Chodzi o to, żeby się do tego przygotować. Jeśli Europa będzie silna, to nikt jej nie zaatakuje — podkreśla.
Płk Andrzej Derlatka nie jest też optymistą jeśli chodzi o szybkie zakończenie wojny w Ukrainie.
— Nie wierzę, że w tym roku zostanie zawarty jakiś rozejm, nie mówiąc o pokoju. Cele wojny z punktu widzenia Rosji nie zostały osiągnięte. To jest pierwszy argument. Drugi to kwestia tego, że Rosja jest w przewadze na Ukrainie i ma kolejne osiągnięcia terytorialne. Dlatego będą parli na Zachód cały czas — przekonuje.
— Rosjanie Uważają, że Ukraina już dogorywa, społeczeństwo jest na krańcu wytrzymałości, a pomoc zachodnia się zmniejsza. Liczą cały czas na upadek państwa ukraińskiego w tym kształcie i przekształcenie Ukrainy w drugą Białoruś. To są ich plany i głęboko wierzą, że w końcu uda im się je zrealizować — konkluduje ekspert.
Skip the extension — just come straight here.
We’ve built a fast, permanent tool you can bookmark and use anytime.
Go To Paywall Unblock Tool