"Jagiellonia upadłaby z dnia na dzień". Wojciech Strzałkowski ujawnia [WYWIAD] - Przegląd Sportowy Onet


Wojciech Strzałkowski, a key figure in Jagiellonia Białystok's success, discusses the club's history, challenges, and future in an exclusive interview.
AI Summary available — skim the key points instantly. Show AI Generated Summary
Show AI Generated Summary

Bartłomiej Płonka: Dlaczego Wojciech Strzałkowski tak mało udziela się w mediach?

Wojciech Strzałkowski: Dlatego, że podobnie jak każdy człowiek mam swoje priorytety i podział na rzeczy ważne i ważniejsze. Najważniejsza jest odpowiedzialność i sumienne wykonywanie obowiązków. Przez lata jakoś nadmierne nie eksponowałem siebie w mediach, chociaż z drugiej strony nie stroniłem od wywiadów czy wystąpień publicznych. Należy zachować umiar i proporcje w podziale czasu pomiędzy zajmowaniem się sprawami ważnymi a opowiadaniem o tym. Znane są przypadki osób, które tak często i tak dużo mówią o tym, jak to one ciężko pracują, że czasami trudno uwierzyć, kiedy te osoby faktycznie pracują, skoro ciągle tylko o tym opowiadają.

Jak wspomina pan czas spędzony w Stanach Zjednoczonych? Był tam pan długo, a potem wyjeżdżał w sprawach zawodowych, będąc inwestorem amerykańskiej spółki giełdowej.

Dużo obserwowałem, szczególnie relacji pomiędzy ludźmi w codziennym życiu, w pracy, podczas spotkań rodzinnych. Społeczeństwo amerykańskie jest bardzo zróżnicowane, a relacje pomiędzy ludźmi w USA różniły się wyraźnie od tych w ówczesnym PRL lat 80. To były smutne, przygnębiające czasy, kiedy obywatel – jednostka nic nie znaczyła dla systemu, który zajmował się budowaniem socjalizmu. Czyli utopijnego systemu opartego na kłamstwie, przemocy i ograniczaniu wolności obywatelskiej.

PRL to było państwo pozbawione suwerenności, a pierwsi sekretarze nieustannie od II wojny światowej rządzącej partii robotniczej PZPR jeździli do Moskwy po wskazówki, jak rządzić krajem. Ten ówczesny system miał wpływ na polskie społeczeństwo i na relacje międzyludzkie. W Ameryce zrozumiałem, że w społeczeństwie mogą być inne relacje oparte na zaufaniu, szacunku do drugiego człowieka i większej serdeczności. Myślę, że to były najważniejsze spostrzeżenia z pobytu za granicą.

Bycie przewodniczącym rady nadzorczej piłkarskiego klubu i głównym akcjonariuszem to wymagająca rola?

Nasza rada składa się z 11 osób. Wszyscy traktujemy pracę bardzo poważnie i wykonujemy ją z dużym zaangażowaniem, a za pracę nie pobieramy wynagrodzenia. Ja traktuję ją jako wyzwanie, pasję, misję, a po sukcesach ostatniego roku również jak wspaniałą niekończącą się przygodę. Moja praca oprócz funkcji nadzorczych i kontrolnych polega także na tym, aby konsolidować, jednoczyć różne środowiska, grupy społeczne stanowiące szeroko rozumiane otoczenie naszego klubu – Jagiellonii Białystok. Ten klub jest dla nas symbolem naszej małej ojczyzny, czyli Podlasia. To symbol patriotyzmu lokalnego i umiłowania naszego miasta i regionu.

Uratował pan kiedyś Jagiellonię. Jakie były kulisy pana wejścia do klubu?

Nawiązując do słów pięknej ballady rockowej: "było nas trzech, w każdym z nas inna krew…". Na początku, czyli w 2003 r., trzy nasze prywatne białostockie firmy: MTC PLUS, BOS i HAVO postanowiły przynieść pomoc naszemu klubowi, który był w dramatycznej sytuacji finansowej. Inaczej mówiąc, awans z ówczesnej III ligi do II ligi nie mógłby się dokonać, bo klub miał potężne zadłużenie, niewypłacone wynagrodzenia zawodnikom, niepopłacone rachunki za prąd i wodę i całą masę innych zobowiązań. Ówczesny prezes, kiedy miał ważnych gości, dzwonił do elektrowni i prosił, aby włączyć prąd na 15 minut, żeby zagotować wodę w czajniku na kawę czy herbatę.

Nasze spółki kupiły akcje sportowej spółki akcyjnej i dofinansowały klub, aby mógł normalnie funkcjonować. Jednak po tych pierwszych chwilach związanych z uratowaniem klubu, spłaceniem zobowiązań i uzyskaniem licencji na grę w II lidze przyszły kolejne miesiące szarej codzienności i braku środków finansowych na utrzymanie klubu. Trzeba było co miesiąc wykładać spore sumy jak na tamte czasy, wyrażone bardziej w setkach niż w dziesiątkach tys. zł., a przypominam, że 22 lata temu te pieniądze miały zupełnie inną wartość. Okazało się szybko, że z różnych względów dwie z trzech spółek, które były właścicielami akcji klubu, nie mogły dłużej finansować spółki. Zostaliśmy sami. Spółka MTC PLUS jako jedyna co miesiąc wykładała pokaźne sumy na utrzymanie klubu. I tak miesiąc po miesiącu, rok po roku. Aż przyszedł taki trudny czas, że pomyślałem sobie, że dłużej tego nie wytrzymam. Nigdy wcześniej żadnemu dziennikarzowi o tym nie mówiłem. Teraz tak sobie myślę, a może to już jest ten czas? Może teraz już po tylu latach mogę publicznie się "wyspowiadać"?

Proszę.

Gdyby nasza spółka MTC PLUS przestała finansować klub, to Jagiellonia upadłaby z dnia na dzień, ale każdy następny miesiąc z przelewami rzędu 200–300 tys. zł. powodował, że zacząłem tracić nadzieję na wyjście z tej trudnej sytuacji. Doszło do tego, że zacząłem myśleć o najgorszym… Nikomu o tym nie mówiłem – ani najbliższej rodzinie, ani najlepszym przyjaciołom.

Trwało to jakiś czas, aż przyszedł ten nieoczekiwany moment, ta wspaniała chwila, kiedy za trenera Artura Płatka i jego kolegi Tomasza Wałdocha Jagiellonia uzyskała awans do Ekstraklasy. To był czerwiec 2007 r. Ta sytuacja zmieniła wszystko! Pojawiły się pieniądze z Canal+ wynikające z praw telewizyjnych, nowi sponsorzy i ogólnie od razu było finansowo dużo lepiej. Wtedy poznałem Cezarego Kuleszę i zacząłem go namawiać do wejścia do klubu. Czarek dość szybko zdecydował się na zakup pakietu mniejszościowego, a ja zaproponowałem mu stanowisko prezesa. Od tego momentu zaczął się sportowy i finansowy rozwój Jagiellonii.

Cezary zaproponował na trenera Michała Probierza i wraz z nowym trenerem Jagiellonia świętowała największe w historii osiągnięcia: Puchar Polski w 2010 r. i w tym samym roku Superpuchar. Pierwsze w historii klubu mecze w ramach eliminacji do Pucharu UEFA. Następnie kolejne miejsca na podium Ekstraklasy, najpierw brązowy medal, a następnie dwukrotnie srebrny medal. Za prezesury Kuleszy był to najlepszy okres w całej stuletniej historii Jagiellonii.

Wojciech Strzałkowski (Foto: Piotr Kucza / FOTOPYK)

W ciągu ostatnich lat Jagiellonia znacząco się zmieniła. Miał pan kilka lat temu poczucie, że prędzej czy później przyjdą tak wielkie sukcesy jak teraz? Mistrzostwo, Superpuchar, ćwierćfinał Ligi Konferencji, brązowy medal – to wszystko w odstępie dwóch sezonów.

Po zdobyciu wicemistrzostwa w 2017 r. za trenera Probierza apetyty na złoto miał chyba każdy kibic. W następnym roku udało się obronić tytuł wicemistrza za trenera Mamrota, ale później sytuacja pogorszyła się znacząco. Cezary Kulesza został wybrany na prezesa PZPN, a na jego miejsce zaproponowałem moim kolegom akcjonariuszom byłego prezesa Arki Gdynia Wojciecha Pertkiewicza. Jego początki w klubie nie były łatwe, ale Wojtek to sprawny menedżer i dobry człowiek, chociaż dla podwładnych mógł się wydawać trochę szorstki ze względu na dyscyplinę finansową.

To właśnie prezes Pertkiewicz zatrudnił Łukasza Masłowskiego, który moim zdaniem jest najlepszym dyrektorem sportowym w Polsce. Następnie obaj zaproponowali na trenera Adriana Siemieńca, który po zdobyciu mistrzostwa Polski został wybrany trenerem sezonu Ekstraklasy. Ostatnie 22 lata mojej pracy dla Jagiellonii to długa i kręta droga z wieloma zwrotami akcji.

Ostatni okres był jednak najpiękniejszy.

Tak, na szczęście ten ostatni okres to najpiękniejszy czas zarówno w mojej pracy społecznej, jak i życiu zawodowym. Bo kierowanie klubem z punktu widzenia właścicielskiego to taka mieszanka przedsiębiorczości i działalności społecznej. Innymi słowy, używamy w klubie określenia projekt społeczny. Ja na początku mojej obecności w klubie udzieliłem wywiadu chyba lokalnej kablowej telewizji i powiedziałem, że chciałbym, aby Jagiellonia kiedyś grała i w Ekstraklasie, i w rozgrywkach europejskich. Przypomnę, że drużyna awansowała wtedy z ówczesnej III do II ligi, czyli z dzisiejszej II do I ligi. Reakcje na moją wypowiedź były dość prześmiewcze. Po tych wszystkich długich i trudnych latach przyszła nagroda, wymarzone, wyśnione, wymodlone mistrzostwo Polski. Nie ma chyba niczego piękniejszego niż spełnienie wieloletnich marzeń.

Co dokładnie zmieniło się, że Jagiellonia stała się czołową sportową marką w Polsce?

Początki były trudne. Nie było dosłownie niczego: ani prawdziwego stadionu, ani normalnych boisk treningowych, ani podstaw do finansowego utrzymania klubu. A dzisiaj po 22 latach mamy piękny stadion na 22,5 tys. miejsc zbudowany wysiłkiem społeczności lokalnej, przy dużym zaangażowaniu prezydenta miasta, marszałka województwa, radnych miejskich oraz radnych sejmiku wojewódzkiego. Mamy swoją siedzibę, którą nazywamy "headquarters", czyli biura warte 10 mln zł, mamy własny ośrodek treningowy, nowoczesny z budynkiem służącym pierwszej i drugiej drużynie oraz akademii wraz z trzema boiskami. Jedno trawiaste z podgrzewaną murawą, drugie sztuczne nakrywane halą pneumatyczną na okres zimowy i trzecie mniejsze. Według dzisiejszych cen ośrodek wart jest około 30–40 mln zł.

Niestety jest już za mały na nasze potrzeby i chcemy budować dużo większy. W nim będą chociażby: boiska treningowe dla pierwszego i drugiego zespołu oraz grup młodzieżowych, Szkoła Mistrzostwa Sportowego na poziomie szkoły podstawowej i liceum, internat, nowa siedziba klubu, żeby wszystkie funkcje były zlokalizowane w jednym miejscu, centrum medyczne wraz z odnową i rehabilitacją. To, co wymieniłem, to są niezbędne elementy infrastruktury do prawidłowego rozwoju klubu. Na to nakładają się systemy zarządcze.

To znaczy?

Poczynając od zarządzania właścicielskiego poprzez kontrolę i nadzór sprawowany przez akcjonariuszy i radę nadzorczą. Następnie codzienne operacyjne zarządzanie prezesa takimi obszarami jak marketing, media, komunikacja, w tym z kibicami, finanse, organizacja i bezpieczeństwo imprez masowych. Kolejne ogniwo zarządzania to pion sportowy. Tu główną rolę ma dyrektor sportowy wspierany przez trenera.

Sukcesy Jagiellonii możliwe były dzięki wspólnemu działaniu klubu i ruchu kibicowskiego. Kibice poprzez swoje wspaniałe oprawy i doping uskrzydlali drużynę i napędzali do zwycięstwa zarówno zawodników, jak i trenera i dyrektora sportowego. Skoro pan twierdzi, że Jagiellonia jest czołową marką w Polsce, jest mi to miło słyszeć, ale jest to zasługa wielu osób i wielu grup skupionych zarówno wewnątrz klubu, jak i w ścisłym jego otoczeniu. Będziemy robili wszystko, aby umacniać naszą pozycję pod względem sportowym, organizacyjnym, jak i szkoleniowym.

Adrian Siemieniec, Łukasz Masłowski, Ziemowit Deptuła, Wojciech Strzałkowski (Foto: Kamil Świrydowicz/Jagiellonia Białystok / newspix.pl)

Europejska przygoda Jagiellonii, która po raz pierwszy trwała tak długo, aż do ćwierćfinału Ligi Konferencji, nauczyła pana czegoś nowego?

Zawodnicy zdobywali doświadczenie międzynarodowe oraz pewność siebie. My, akcjonariusze i rada nadzorcza, również wymienialiśmy doświadczenia i podglądaliśmy organizację klubów w takich państwach, jak Norwegia, Holandia, Czechy, Słowenia, Serbia, Belgia czy Hiszpania. Okazuje się, że aż tak wiele nam nie brakuje, żeby zmniejszać dystans w rozwoju piłki pomiędzy Polską a krajami Europy Zachodniej.

Mamy w Polsce już naprawdę ładne stadiony. Kluby budują coraz więcej akademii dla młodzieży. Poziom pracy trenerów nieustannie jest podnoszony. Problemem w Polsce jest ciągle zbyt mała liczba boisk treningowych i ośrodków na potrzeby wychowania młodzieży w akademiach. Myślę, że obszar ten można poprawić poprzez lepszą współpracę klubów, Polskiego Związku Piłki Nożnej, spółki Ekstraklasa SA i ministerstwa sportu. Nad tym problemem powinniśmy się wspólnie pochylić. Osobiście wiążę duże nadzieje na rozwój akademii przy klubach Ekstraklasy i I ligi w związku z wdrożeniem programu przez belgijską firmę consultingową Double Pass. Na pewno będę wspierał ten program.

A jak zmienia się praca przewodniczącego rady nadzorczej klubu, gdy odnosi się historyczny sukces? Jest inaczej?

Tak, po historycznym sezonie, jaki minął, faktycznie daje się odczuć zdecydowaną różnicę w relacjach pomiędzy otoczeniem a klubem. Jest inaczej, dużo lepiej i przyjemniej współpracuje się nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz klubu.

Na ile poznał pan Adriana Siemieńca oraz Łukasza Masłowskiego?

To niesamowite, jaki to wspaniały duet, dyrektor sportowy i trener. Niezwykli ludzie, różnią się od siebie bardzo, ale łączy ich kilka wspólnych wartości, które i ja wyznaję: wielki szacunek dla ludzi, dużo pokory przy jednoczesnym poczuciu swojej wartości i nieustanne dążenie do podnoszenia umiejętności. Obaj mają bardzo dobre relacje z kibicami i są to relacje obustronne, gdzie kibice ich wspierają, a oni odwdzięczają się historycznymi sukcesami. Taki rodzaj współpracy to symbioza, gdzie nikt nikogo nie wykorzystuje, a wszystkie strony są wygranymi.

Zastąpienie Wojciecha Pertkiewicza w roli prezesa klubu było trudnym wyzwaniem?

Prezes zarządu to jest kluczowe stanowisko w każdej firmie, również klubie piłkarskim. Wojtka Pertkiewicza wspominają w Białymstoku bardzo dobrze właściwie wszyscy, akcjonariusze, pracownicy, zawodnicy, kibice, władze miasta i regionu. To wspaniały i pracowity człowiek, oddany temu, za co jest odpowiedzialny. Jest zapraszany i zawsze mile widziany zarówno na meczach Jagiellonii, jak również na uroczystościach klubowych. Bardzo się cieszę, że jego ukochana Arka Gdynia awansowała do Ekstraklasy i że będziemy mogli wspólnie uczestniczyć w meczach – i w Białymstoku, i w Gdyni.

Wojtek ma już godnego następcę. Jest nim od 1 stycznia Ziemowit Deptuła. Trochę żartobliwie rozmawiamy sobie z Ziemkiem, że jest już lepszy od Wojtka, bo w ciągu pięciu miesięcy jako prezes ma już trzy znaczące osiągnięcia. Pierwsze to Superpuchar Polski, drugie to ćwierćfinał Ligi Konferencji, a trzecie to trzecie miejsce w Ekstraklasie. Ale podkreślę – tak naprawdę sukcesy Jagiellonii to jest wkład wielu pokoleń i wielu prezesów, pracowników i kontynuacja tej tradycji i historii, rozpoczętej w 1920 r. przez żołnierzy 42. Pułku Piechoty w Białymstoku. Tym wszystkim osobom chcę przy okazji serdecznie podziękować i jednocześnie pogratulować. Bo sukcesy Jagiellonii to nie tylko sukcesy drużyny, ale również sukcesy szeroko rozumianego otoczenia, wszystkich osób, które klub wspierają i wspierały w przeszłości. Sukcesy Jagiellonii to sukcesy mieszkańców Białegostoku i Podlasia.

Brzmi pan jak pasjonat. Co sprawia panu największą satysfakcję w pracy?

Dzielenie się sukcesem, ta wspólna duma z budowania czegoś wielkiego, czegoś, co jest symbolem naszego miasta i regionu. To wszystko sprawia mi największą satysfakcję w pracy.

Kiedy dzisiaj widzi pan, że kilka polskich klubów jest na sprzedaż, a głównymi chętnymi są inwestorzy zagraniczni, co pan sobie myśli? Da się odpowiednio prześwietlić takich ludzi?

Nie jest to łatwy temat. Cieszę się, że to nie dotyczy naszego klubu. Jagiellonia ma ustabilizowany od wielu lat akcjonariat złożony z dziewięciu lokalnych białostockich przedsiębiorców. Ale z drugiej strony nie widzę niczego złego w inwestowaniu w polskie kluby przez kapitał zagraniczny. Oczywiście w takim przypadku warto przyjrzeć się intencjom inwestorów i zwrócić uwagę na legalność pochodzenia kapitału. W dzisiejszym zglobalizowanym świecie zainteresowanie funduszy inwestycyjnych o profilu sportowym moim zdaniem będzie w Polsce rosło. Wraz z nowymi zagranicznymi inwestorami należy spodziewać się podnoszenia poziomu zarządzania klubami zarówno w sferze administracyjnej, jak i sportowej. To na pewno całej polskiej piłce przyniesie wymierne korzyści i nowe kontakty międzynarodowe.

Wojciech Strzałkowski podczas dekoracji Jagiellonii Białystok po zdobyciu brązowego medalu Ekstraklasy 2024/25 (Foto: Maciej Gilewski / 058sport.pl)

Wcześniej pojawił się wątek Cezarego Kuleszy, obecnego prezesa PZPN. Jakie ma pan o nim zdanie?

Bardzo dobre. Przecież to były wspólnik i akcjonariusz w Jagiellonii oraz jej wieloletni prezes. Autor pierwszych sukcesów na skalę stulecia naszego klubu.

Pana zdaniem Kulesza spełnia się w roli prezesa PZPN?

Spójrzmy na to obiektywnie, na podstawie faktów. O szacunku, jakim się cieszy prezes wśród delegatów PZPN, niech świadczy fakt, że do soboty 31 maja do północy kiedy mijał termin zgłoszeń, nie wpłynął ani jeden konkurencyjny wniosek na to stanowisko.

Was this article displayed correctly? Not happy with what you see?

We located an Open Access version of this article, legally shared by the author or publisher. Open It
Tabs Reminder: Tabs piling up in your browser? Set a reminder for them, close them and get notified at the right time.

Try our Chrome extension today!


Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more

Facebook

Save articles to reading lists
and access them on any device


Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more

Facebook

Save articles to reading lists
and access them on any device