Marta Abramczyk, Onet.pl: Na swoich social mediach pokazujesz Polskę oczami chilijskiej żony. Jak się poznaliście?
Mikołaj Krasucki: Od zawsze fascynowały mnie podróże i starałem się je pogodzić z dziennymi studiami. Wpadłem na pomysł, żeby to połączyć, i odkryłem opcję wymiany studenckiej. To właśnie na Erasmusie poznałem moją żonę, Paulę z Chile. Było to w Hiszpanii, w niewielkim andaluzyjskim mieście Jaén. Nasze spotkanie było wyjątkowym zbiegiem okoliczności, ponieważ Paula, pochodząca z trzeciego najdalej oddalonego kraju od Polski – przyjechała do Hiszpanii dokładnie w tym samym czasie, co ja.
Nasza historia poznania jest dość zabawna. Zostałem zaproszony na urodziny znajomej Chilijki. Impreza miała się zacząć o 21, więc jako przykładny Polak, przyszedłem na czas, a nawet pięć minut przed! Ku mojemu zdziwieniu w mieszkaniu była tylko solenizantka, która dopiero zaczynała się szykować. Wtedy uświadomiono mi, że w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej nikt nie jest punktualny – do ustalonego czasu spotkania należy doliczyć co najmniej godzinę.
Nie, nie! Na urodziny poszedłem z moim przyjacielem Pavlem, Serbem, z którym wspólnie wynajmowaliśmy mieszkanie. W momencie, gdy Paula przyszła na imprezę, staliśmy na tarasie i patrzyliśmy na ulicę.
Wtedy zobaczyłem ją po raz pierwszy i powiedziałem do Pavla: "Ta dziewczyna musi być moja! Chyba znalazłem żonę!".
Przez całą imprezę próbowałem z nią rozmawiać. Dlaczego "próbowałem"? Bo ja nie mówiłem po hiszpańsku, a Paula po angielsku. Nasza rozmowa opierała się dosłownie na Google Translatorze, lecz mimo tych trudności, tak właśnie zaczęła się nasza podróż przez życie.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Można więc powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia! Jak potoczyły się wasze losy? Kiedyś w końcu musiałeś wrócić do Polski, a Paula do Chile…
Przez osiem lat byliśmy wielokrotnie odseparowani tysiącami kilometrów. Śmiejemy się, że połowę naszego związku spędziliśmy na odległość, wymieniając tysiące wiadomości i prowadząc setki rozmów wideo. W końcu w 2020 r. udało nam się zamieszkać razem w Polsce.
Dziś jesteśmy razem już osiem lat, a ukoronowaniem naszej miłości są narodziny naszego syna, Gabriela.
Podróż do Chilearchiwum prywatne bohatera / Onet
Jesteś prawdziwym patriotą, więc mogę się domyślać, że nie chciałeś opuszczać Polski. Czy z góry ustaliście, że zamieszkacie w Europie?
Tak, zdecydowanie – Polska to moja trzecia miłość, zaraz po Pauli i Gabrielu. Jestem zakochany w Polsce pod każdym względem, zawsze mówię o niej z dumą i czerpię ogromną satysfakcję z obserwowania jej rozwoju. Odkrywanie jej razem z moją żoną to dla mnie ogromna przyjemność.
Decyzję o zamieszkaniu w Polsce podjęliśmy wspólnie, choć to ja byłem jej głównym orędownikiem. Przed ostatecznym werdyktem dwukrotnie odwiedziłem Chile, co pozwoliło mi lepiej zrozumieć ten kraj i jego funkcjonowanie.
Nie była to łatwa decyzja – Chile jest najbardziej rozwiniętym krajem Ameryki Południowej, co widać nie tylko w statystykach ekonomicznych, ale i na ulicach stolicy. Kraj ten zmierza w naprawdę dobrą stronę i wyróżnia się na tle innych państw regionu, ale wciąż nie osiąga poziomu Europy pod względem standardu życia (oprócz stolicy, panuje bardzo duże rozwarstwienie społeczeństwa) i perspektyw rozwoju, jakie oferuje nam Polska.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Najważniejszym aspektem naszej decyzji było jednak bezpieczeństwo, które w Polsce jest na zdecydowanie wyższym poziomie. Myśleliśmy o przyszłości, o rodzinie – a Polska to idealne miejsce dla rodzin z dziećmi. Różnice, które mogą być w Polsce niedoceniane, jak np. darmowa edukacja, dla nas miały ogromne znaczenie. W Chile edukacja jest w większości prywatna – czasem żartuję, że tam dosłownie za wszystko trzeba płacić, i jest w tym sporo prawdy. Studia są płatne, szkoły podstawowe również.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Czy mimo wszystko, zastanawiałeś się nad życiem w Chile?
Oczywiście, że tak. Chile ma naprawdę wiele do zaoferowania i można tam mieć świetne życie. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wizja życia w tak pięknym kraju – z doskonałym klimatem, blisko plaż i majestatycznych Andów – nie była kusząca. W końcu świadomie wybrałem żonę z innego kraju i musiałem brać pod uwagę możliwość zamieszkania w Chile. Myślę, że mogę jedynie żałować tego, że nigdy tak naprawdę nie spróbowaliśmy, jak to jest żyć w Chile.
Z biegiem lat znaleźliśmy idealne rozwiązanie – odwiedzamy Chile dwa razy w roku, głównie wtedy, gdy w Polsce jest zima, czyli od grudnia do lutego.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Naszym małym marzeniem jest osiągnięcie stylu życia, który pozwoliłby nam spędzać około 40 proc. czasu w Chile i 60 proc. w Polsce. Przede wszystkim zależy nam na tym, aby Paula mogła podróżować do Chile wtedy, kiedy tylko poczuje taką potrzebę.
Polak w chilijskim Santiagoarchiwum prywatne bohatera / Onet
Pamiętasz, co zaskoczyło cię, gdy pierwszy raz zobaczyłeś ten kraj?
Szczerze mówiąc, moje wyobrażenie o Ameryce Południowej, w tym o Chile, bazowało na serialach i filmach, a przede wszystkim na "Narcos". Jakież było moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Santiago! To miasto w wielu aspektach jest nowocześniejsze niż Warszawa, przypominało raczej Madryt lub inne hiszpańskie miasta. Zaskoczył mnie jego ogrom – Santiago liczy około siedmiu milionów mieszkańców, co stanowi prawie 40 proc. całej populacji Chile, która wynosi około 19,5 miliona.
Polak w chilijskim Santiagoarchiwum prywatne bohatera / Onet
Kolejnym zaskoczeniem było to, jak wielu Chilijczyków ma jasną karnację, niebieskie oczy i blond włosy. Spodziewałem się raczej latynoskiego wyglądu, tymczasem wielu mieszkańców ma europejskie korzenie. Dopiero później dowiedziałem się, że jest to efekt zarówno migracji z Hiszpanii i innych krajów europejskich, jak i mroczniejszej historii – w Chile po II wojnie światowej osiedliło się wiele rodzin nazistów, którzy uciekli z Europy.
Jednak Chile szybko pokazało mi swoją drugą twarz.
Santiago, Chilearchiwum prywatne bohatera / Onet
Po zwiedzeniu centrum i nowoczesnych dzielnic zobaczyłem zupełnie inne oblicze tego kraju. Wystarczyło 15 minut drogi od lśniących biurowców, aby znaleźć się w miejscach, gdzie ludzie mieszkają na ulicach w namiotach, gdzie ulice są brudne i pełne bezdomnych – po prostu slumsy. Byłem w ogromnym szoku, jak bardzo Chile potrafi kontrastować. Paula udzieliła mi wtedy instrukcji: "Uważaj na telefon, oglądaj się za siebie, nie noś plecaka na plecach, nie wyciągaj gotówki na ulicy" – i to nie były żarty. Kradzieże, strzelaniny, porwania są tam naprawdę częste.
Podróż do Chilearchiwum prywatne bohatera / Onet
Chile jest fascynujące, ale też wymagające – to kraj, do którego trzeba się przyzwyczaić i nauczyć się w nim funkcjonować według jego zasad. Mój pierwszy kontakt z tą rzeczywistością był dużym szokiem, ale jednocześnie dał mi szybkie zrozumienie tego, jak działa ten kraj.
Santiago, Chilearchiwum prywatne bohatera / Onet
Jacy są chilijscy teściowie i rodzina, zapewne ogromna? Jak zostałeś przez nich przyjęty?
Niesamowicie tolerancyjni, bardzo wyrozumiali i niezwykle otwarci. To właśnie tego doświadczyłem podczas moich pierwszych wizyt w Chile. Rodzice Pauli, jej rodzeństwo i cała rodzina bardzo szybko pokazali mi, że jestem mile widziany w ich gronie. Oczywiście nie było to od razu tak bliskie, jak teraz, po ośmiu latach związku– zwłaszcza u mojego teścia, Carlosa, musiałem sobie na to zapracować. Jak każdy ojciec, dba o swoją córkę i początkowo miał pewną dozę podejrzliwości wobec jej wybranka.
Zresztą, wyobraź sobie – jego córka wyjechała sama na studia do Hiszpanii, a potem wróciła do domu z jakimś… Polakiem!
Mikołaj i Paula w Chilearchiwum prywatne bohatera / Onet
Jednak z biegiem lat, a przede wszystkim swoją postawą, zbudowałem z rodzicami Pauli wspaniałą relację opartą na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Jestem traktowany jak pełnoprawny członek rodziny. Nawet kiedy jej tata organizuje wakacje, zawsze mówi, że jego rodzina liczy ośmiu członków, a nie siedmiu – tak jak przed moim przyjazdem do Chile.
Czy rodzina nie była przerażona faktem, że chcesz zabrać Paulę do Europy?
Rodzina Pauli w pełni zaakceptowała jej decyzję o wyjeździe do Polski. Na pewno nie było to dla nich łatwe, ale zaskoczyło mnie, jak ogromne wsparcie otrzymała. Kibicowali jej, utwierdzali w przekonaniu, że to dobra decyzja, i to zdecydowanie ułatwiło Pauli podjęcie tej trudnej decyzji.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Najpiękniejsze z mojego punktu widzenia było to, co powiedział tata Pauli podczas swojej pierwszej wizyty w Polsce. Powiedział do swojej córki, że rozumie, czemu chce tutaj mieszkać, i że nie ma czego szukać w Chile – że nie ma porównania.
Zobacz takżeRodzice Pauli byli pod ogromnym wrażeniem Polski, zauważyli, jak tutaj jest bezpiecznie, czysto i pięknie.
Wspominałeś, że wasze ośmioletnie życie, to pasmo rozłąk. Jak wyglądał związek na odległość?
Zdecydowanie nie było to łatwe, ponieważ Paula studiowała w Hiszpanii tylko jeden semestr, ja dwa, więc siłą rzeczy Paula musiała wrócić wcześniej do Chile. To była nasza pierwsza rozłąka. Później naszym celem zawsze było uzbieranie wystarczającej ilości pieniędzy, żeby do siebie polecieć i spędzić jak najwięcej czasu razem. Nie było to łatwe, ponieważ bilety były dosyć drogie, a dla studentów ceny wahają się między 3 a 5 tys. zł za lot w dwie strony. Tak wyglądały nasze pierwsze dwa lata związku. Był to czas wyrzeczeń, tęsknoty i życia na odległość.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Mimo wszystko mieliśmy swoje rytuały, które pozwalały nam utrzymać bliskość. Codziennie rozmawialiśmy przez wideo, wysyłaliśmy sobie wiadomości zaraz po przebudzeniu, dzieliliśmy się tysiącami zdjęć i filmów z naszych codziennych i nietypowych doświadczeń.
Budowanie zaufania na odległość jest bardzo trudne. Zdecydowanie nie jest łatwo, gdy nie widzisz, nie czujesz i nie słyszysz tej drugiej osoby. Myślę, że niewiele osób wierzyło w naszą miłość, nawet nasi rodzice myśleli, że to wakacyjna miłość. Jednak my pokazaliśmy, że chcąc, to znaczy móc, i że wielka wiara i dążenie do celu naprawdę się opłacą. Mimo przeciwności losu i ogromnych trudności nie tylko emocjonalnych, ale także problemy związane z dokumentami, pozwoleniami na pobyt i strachem związanym z opuszczeniem swoich stref komfortu, daliśmy radę.
Jak zareagowała Paula, gdy pierwszy raz zobaczyła twoją ojczyznę?
Pierwszy raz Paula przyleciała ze mną do Polski w czasie świąt Bożego Narodzenia. Jej reakcja była bardzo pozytywna, udało nam się zwiedzić moją rodzinną Częstochowę, Kraków, obóz koncentracyjny w Auschwitz oraz Wrocław, w którym totalnie się zakochała. Odebrała Polskę jako zupełnie inne miejsce niż Hiszpania, w której się poznaliśmy.
Myślę, że bardzo szybko zauważyła różnice, również w klimacie oraz ogólnym stylu bycia Polaków.
Czas świąteczny był wspaniałym momentem, w którym mogła poznać całą moją rodzinę i dostać od nich mnóstwo ciepła. Zobaczyła, jak wyglądają nasze tradycje, spróbowała polskich potraw, które jej bardzo smakowały, oprócz śledzia i bigosu (do dzisiaj za nimi nie przepada). Zauważyła również, że alkohol, a szczególnie wódka, odgrywa pewną rolę w polskich tradycjach rodzinnych i społecznych. To było dla niej zaskoczeniem, ponieważ w Chile kultura picia alkoholu wygląda nieco inaczej.
"To była miłość od pierwszego wejrzenia"archiwum prywatne bohatera / Onet
Co najbardziej zaskoczyło ją w Polsce?
Paula była zaskoczona wieloma rzeczami, ale na pierwszym miejscu zdecydowanie postawiłabym bezpieczeństwo. Była naprawdę zdziwiona, jak bezpiecznie jest w Polsce.
Nie mogła uwierzyć, że kobiety mogą wracać same w nocy z imprezy w dużych miastach, że w restauracjach wieszamy ubrania na wieszakach z dala od stolików, a kobiety nie trzymają torebek na kolanach, jak w Chile, tylko zawieszają je na krzesłach.
Zaskoczyło ją również to, jak zostawiałem telefon i portfel na stole, a także drobne rzeczy, jak pozostawianie rzeczy w samochodzie bez ich chowania pod siedzeniami – to wszystko było dla niej sporym szokiem.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Kolejną rzeczą była pogoda, zwłaszcza w grudniu i styczniu. Często wspominała, że nigdy nie czuła takiego zimna, aż do kości – zupełnie inne doświadczenie niż w Chile.
Zaskoczyła ją także nasza mentalność i zachowanie Polaków. Uderzyła ją nasza bezpośredniość, poważne miny, a także cisza w miejscach publicznych. Pamiętam, jak kiedyś rozmawiała przez telefon z mamą w tramwaju, a ktoś zwrócił jej uwagę, że mówi za głośno – to był dla niej prawdziwy szok! Zauważyła również, jak bardzo Polacy dbają o przestrzeń osobistą, szczególnie w kolejkach do kas w supermarketach. Nikt nie krzyczy na ulicach, a ludzie traktują siebie nawzajem z szacunkiem, zwracając się na "pan" i "pani", nawet jeśli są młodsze osoby.
Na pewno nie mogła też nie zauważyć, jak różni się nasz język. Mówiła, że początkowo brzmiał dla niej bardzo abstrakcyjnie, porównując go do "smażenia frytek" z "sz", "cz". Czasami pytała mnie, gdy kończyłem rozmowę z mamą, czy się kłóciliśmy, ponieważ sposób, w jaki rozmawialiśmy, brzmiał dla niej dosadnie i bezpośrednio…
Jak więc odnalazła się w nowej rzeczywistości?
Będę szczery – na początku nie było jej łatwo, chociażby dlatego, że Paula obawiała się wchodzić w interakcje z Polakami, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie znała jeszcze dobrze polskiego, a w Częstochowie, gdzie początkowo mieszkaliśmy, nie było zbyt wielu osób mówiących po angielsku, szczególnie wśród starszych ludzi pracujących w sklepach czy na poczcie. Po drugie, nasza polska bezpośredniość również była dla niej zaskoczeniem.
Były momenty, kiedy ktoś zapytał ją o coś, a ona, nie rozumiejąc, odpowiedziała czymś, co nie do końca pasowało, albo powiedziała coś niepełnym zdaniem.
Bardzo szybko można było zauważyć, że reakcje Polaków były dosyć bezpośrednie i często brakowało cierpliwości oraz zrozumienia. Muszę jednak dodać, że takich sytuacji było naprawdę niewiele.
Moment przełomowy nastąpił, kiedy Paula zaczęła rozumieć więcej i mówić w języku polskim na coraz wyższym poziomie. Język polski stał się kluczem, który otworzył jej drzwi do serc Polaków i do większej samodzielności. Zajęło jej to trochę czasu, myślę, że około dwóch-trzech lat. Nasz język, jak wiadomo, nie jest najłatwiejszy, dlatego mam ogromny szacunek do Pauli za jej cierpliwość i wolę nauki. Było niesamowite widzieć, jak się rozwijała i pokonywała swoje obawy, wchodząc w interakcje z Polakami.
Mikołaj, Paula i Gabi mieszkają we Wrocławiuarchiwum prywatne bohatera / Onet
W międzyczasie Paula czekała na swoje dokumenty, które pozwoliłyby jej legalnie pracować. Proces ten nie był szybki, trwał prawie dwa lata, co naturalnie prowadziło do frustracji. Czuła się czasem bezużyteczna i miała wrażenie, że traci czas. Bardzo chciała jak najszybciej zacząć swoje życie w Polsce. Starałem się organizować jej czas i wpadłem na pomysł, by wykorzystała go na doskonalenie siebie. Zapisaliśmy ją na intensywny kurs języka polskiego, a sam w domu również ją uczyłem. W międzyczasie wpadliśmy na genialny pomysł, by mogła zostać nauczycielem języka hiszpańskiego. To był strzał w dziesiątkę! W niecały rok Paula została oficjalną nauczycielką.
Czy jest coś, co kiedyś ją dziwiło, a dziś jest dla niej codziennością?
Jednym z pierwszych polskich zwyczajów, które totalnie ją zaskoczyły, było ściąganie butów przed wejściem do domu. Na początku zupełnie nie mogła tego zrozumieć – w Chile nikt nie zdejmuje butów, nawet gdy idzie się w gości. Buty są traktowane jako część ubioru, więc dla Pauli ich zdejmowanie rujnowało cały "look". Co ciekawe, ten nawyk tak się w niej zakorzenił, że nawet w Chile nie potrafi chodzić w butach po domu! Teraz kiedy odwiedza rodzinę, to ona dziwi się, że wszyscy wchodzą do domu w butach.
Drugą rzeczą, która kiedyś była dla niej niezrozumiała, była punktualność. W Chile spóźnienie się o godzinę, a nawet dwie, jest czymś absolutnie normalnym – a czasem nawet mile widzianym. W Polsce natomiast może być odebrane jako brak szacunku. Przez długi czas Paula miała z tym problem, ale po latach życia tutaj stała się wręcz wzorem.
Zobacz takżeW końcu doszło do ślubu! Wzięliście go w Polsce, ale połączyliście wasze kultury. Jak więc wyglądała polsko-chilijska ceremonia?
Ślub wzięliśmy niecałe 60 km od Częstochowy, w uroczym kościółku w Tarnowskich Górach. Dlaczego tam? Ponieważ zachwyciła nas spektakularna sala weselna.
W kościele nawiązaliśmy do tradycji chilijskich, zaczynając od przyprowadzenia do ołtarza mnie jako pana młodego przez moją mamę, a potem tatę Pauli, który przyprowadził ją do mnie i dosłownie oddał mi jej rękę.
Podczas mszy uczestniczyło dwóch księży, którzy prowadzili ją w języku polskim i hiszpańskim. W języku hiszpańskim odbyło się czytanie, modlitwa wiernych i krótkie kazanie, aby nasi chilijscy goście mogli wszystko zrozumieć.
Polsko-chilijskie wesele pod Częstochowąarchiwum prywatne bohatera / Onet
Następnie pojawiły się polskie tradycje, takie jak wręczenie chleba i soli, co było wielką ciekawostką dla moich teściów, ponieważ po raz pierwszy uczestniczyli w tym obrzędzie. Za to strona chilijska witała gości, wymachując serwetkami. Ważnym momentem było także wystąpienie rodziny Pauli, która zaprezentowała chilijski taniec cueca. Podczas całej ceremonii i zabaw weselnych mieliśmy wynajętą tłumaczkę, która pomagała gościom zrozumieć wszystko, co się działo, w tym słowa wodzireja.
Mikołaj i Paula wzięli polski ślubarchiwum prywatne bohatera / Onet
Jeśli chodzi o jedzenie, mieliśmy prawdziwą polsko-chilijską ucztę. Polscy kucharze przygotowali je rewelacyjnie. Serwowano klasyczny polski rosół, śląskie rolady z kluskami i modrą kapustą oraz żurek w chlebie – danie, które wzbudziło ogromną ciekawość i podziw u naszych chilijskich gości. Poza głównymi posiłkami przygotowaliśmy również stoły tematyczne, a największą atrakcją był oczywiście stół chilijski. Goście mieli okazję spróbowania m.in. Empanadas de queso – chrupiących pierożków wypełnione serem, Ceviche – świeżej ryby marynowanej w soku z limonki, czy Sopaipillas – smażonych placków z dyniowego ciasta.
Mieliśmy także chilijskie wino oraz kilka butelek narodowego alkoholu – Pisco, który zniknął dosłownie w ciągu kilku godzin, tak bardzo wszystkim smakował. Na weselu grał DJ, który na nasze życzenie przeplatał hiszpańskie hity z polskimi.
Mikołaj i Paula pobrali się w Polscearchiwum prywatne bohatera / Onet
Jak chilijska rodzina zareagowała na polskie wesele?
Z ogromną ciekawością, wyrozumiałością i szacunkiem. Byli zaintrygowani wszystkim – od symbolicznych gestów po kulinarne zwyczaje. Wiele rzeczy było dla nich zupełnie nowych, ale podchodzili do nich z otwartym umysłem i chęcią uczestnictwa.
Spodobał im się polski zwyczaj toastów. W Chile rzadziej wznosi się toasty w tak oficjalny sposób, a "Sto lat" śpiewane na całe gardło przez polskich gości było dla nich niezwykłym doświadczeniem. Nie rozumieli słów, ale czuli energię i radość płynącą z tej chwili.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Największym zaskoczeniem dla nich była jednak sama formuła wesela – w Polsce trwa ono do białego rana, a na stołach nie brakuje jedzenia i alkoholu. W Chile wesela są zazwyczaj krótsze i bardziej eleganckie, podczas gdy u nas króluje totalna zabawa, śpiewy i konkursy. Na początku byli nieco zdziwieni niektórymi zabawami organizowanymi przez wodzireja, ale szybko dali się porwać atmosferze. Szczególnie mój teść bawił się znakomicie i po kilku kieliszkach Pisco śmiał się, że polskie wesele to prawdziwy maraton, a nie zwykła impreza.
Co wręcza się parze młodej w Chile?
W Chile tradycja wręczania prezentów ślubnych wygląda trochę inaczej niż w Polsce. Nie ma tam zwyczaju dawania kopert z pieniędzmi – zamiast tego nowożeńcy dostają przedmioty, które mogą przydać się w ich nowym, wspólnym życiu. Bardzo popularnym zwyczajem jest lista prezentów ślubnych (tzw. lista de novios), którą para młoda przygotowuje w wybranym sklepie. Typowe prezenty to sprzęt AGD, elegancka zastawa stołowa, garnki, sztućce, pościel, a nawet meble. Niektórzy bardziej nowocześni goście wybierają również vouchery na podróże lub bony prezentowe do sklepów z wyposażeniem wnętrz.
Mikołaj i Paulaarchiwum prywatne bohatera / Onet
Na co dzień również łączycie dwie kultury. Jak wam to wychodzi?
Łączenie dwóch kultur na co dzień to dla nas coś zupełnie naturalnego, choć oczywiście wymagało to czasu, by znaleźć własny rytm. Nasze życie to tak naprawdę mieszanka polskich i chilijskich zwyczajów, zarówno w codziennych nawykach, jak i w większych tradycjach.
W domu używamy obu języków – ja mówię do Pauli po polsku, ona do mnie po hiszpańsku, a nasz syn Gabriel dorasta, słysząc oba języki jednocześnie. Chcemy, aby był dwujęzyczny od najmłodszych lat. Czasem zdarza się, że w jednym zdaniu mieszamy oba języki, co jest dla nas już zupełnie normalne.
Mikołaj i Gabi w Chilearchiwum prywatne bohatera / Onet
Nasza kuchnia to totalna mieszanka. Mamy dni, kiedy jemy klasyczne polskie obiady – schabowego, pierogi czy żurek, ale równie często na stole pojawiają się chilijskie empanadas, pastel de choclo czy ceviche. Paula uwielbia polski chleb i kabanosy a ja pokochałem chilijskie przyprawy, zwłaszcza merkén i pebre.
Ważną częścią naszego życia jest muzyka i, tak jak w innych aspektach, również tutaj łączymy obie kultury.
Paula potrafi zaśpiewać "Przez twe oczy zielone" na pamięć, co zawsze wywołuje uśmiechy na rodzinnych spotkaniach.
Mikołaj i Paula kultywują tradycje dwóch krajówarchiwum prywatne bohatera / Onet
Z kolei ja coraz lepiej znam chilijskie i latynoskie hity – od reggaetonu po romantyczne ballady.
Różnice kulturowe są widoczne też w codziennym podejściu do życia. Paula często mówi, że Polacy są bardziej zdystansowani i bezpośredni, a Chilijczycy bardziej serdeczni i ekspresyjni. Czasami się śmiejemy, że ja potrzebuję więcej przestrzeni, a ona lubi być otoczona bliskimi ludźmi przez cały czas. Mimo różnic Paula przyzwyczaiła się do wielu polskich zwyczajów i świąt. Nie wyobraża sobie teraz grudnia bez świątecznej zupy grzybowej, a lany poniedziałek po Wielkanocy nie jest już dla niej zaskoczeniem. Nawet nasza polska zima, którą na początku traktowała jako wyzwanie, stała się dla niej czymś, co potrafi docenić – szczególnie gdy może zobaczyć śnieg, którego w Chile w jej rodzinnych stronach nie ma.
Niedawno zostaliście rodzicami. Wychowywanie dziecka w Chile różni się od tego, jak zachowują się rodzice w Polsce. Co na to Paula?
Paula szybko zauważyła, że styl wychowania dzieci w Polsce i w Chile jest dość różny – czasem te różnice ją zaskakują, ale w wielu aspektach odnajduje w nich wartość. W Chile dzieci są wychowywane w bardzo bliskiej relacji z rodzicami i rodziną. Jest to podejście pełne czułości – maluchy często śpią z rodzicami, są noszone na rękach, a babcie, ciocie i kuzyni od najmłodszych lat aktywnie uczestniczą w ich wychowaniu. W Polsce zauważyła, że większy nacisk kładzie się na naukę samodzielności – np. dzieci szybciej uczą się spać same w łóżeczku i są bardziej przyzwyczajane do pewnego dystansu.
Mikołaj i Paula wychowują dziecko w Polscearchiwum prywatne bohatera / Onet
W Chile rodzice nie mają obsesji na punkcie ubierania dzieci w kilka warstw ubrań, a zimno nie jest traktowane jako coś groźnego. Paula śmieje się, że polskie babcie mogłyby uznać ją za "nieodpowiedzialną mamę", bo nie zawsze ubiera Gabriela tak grubo, jak sugerują wszyscy dookoła. Z kolei ja nauczyłem się, że nie każde lekkie ubranie oznacza, że dziecko od razu się rozchoruje.
W Chile wychowanie dzieci to zadanie całej rodziny i społeczności.
To normalne, że sąsiedzi, znajomi czy nawet obcy ludzie na ulicy okazują zainteresowanie dzieckiem, zagadują i dają rady.
W Polsce podejście jest bardziej zdystansowane – rodzice mają większą autonomię, a nieznajomi rzadziej ingerują w wychowanie, Paula czasem dziwi się, że w Polsce ludzie na ulicy nie zagadują tak często do dzieci i nie podchodzą. Jednak to też się już zmienia, coraz częściej przechodnie nas zaczepiają i słodzą, jaki to Gabi jest piękny.
Mikołaj i Paula wychowują dziecko w Polscearchiwum prywatne bohatera / Onet
W Polsce duży nacisk kładzie się na to, by dziecko miało stałe godziny snu i było przyzwyczajone do spania w ciszy. W Chile natomiast dzieci często śpią przy dźwiękach rozmów i muzyki – nie ma tam tak rygorystycznego podejścia do ciszy nocnej. Paula mówi, że w Chile maluchy po prostu zasypiają tam, gdzie akurat się znajdują, czy to w wózku w restauracji, czy na kolanach u kogoś w domu.
Młodzi rodzice wychowują syna w dwóch tradycjacharchiwum prywatne bohatera / Onet
Zwróciła też uwagę na to, że w Polsce większy nacisk kładzie się na organizowanie urodzin dzieci w zamkniętym gronie – w domu, w restauracji czy na sali zabaw. W Chile urodziny dziecka to często duże wydarzenie dla całej rodziny i sąsiadów, z wieloma gośćmi, muzyką i ogromnym tortem. To samo dotyczy świąt – w Polsce są bardziej kameralne i spędzane w najbliższym gronie, a w Chile to często okazja do wielkiego rodzinnego zjazdu. Dlatego pewnie nasze przyszłe urodziny Gabriela będą mieszanką obu tych tradycji.
Mimo tych różnic Paula szybko przyzwyczaiła się do wielu polskich zasad i niektóre bardzo jej się spodobały.
Mikołaj i Paula wychowują dziecko w Polscearchiwum prywatne bohatera / Onet
Docenia, że polski system opieki zdrowotnej dla dzieci jest dobrze zorganizowany, podoba jej się to, że dzieci mają dużo zajęć dodatkowych, a edukacja jest na wysokim poziomie. Z drugiej strony, wciąż uważa, że w Polsce ludzie są czasem zbyt spięci i przejmują się małymi rzeczami – np. tym, czy dziecko na pewno jest idealnie ubrane, czy śpi o dokładnie tej samej porze każdego dnia. Staramy się więc wyciągnąć z obu kultur to, co najlepsze, i wychować Gabriela w atmosferze otwartości i miłości. Dzięki temu będzie miał kontakt zarówno z polską, jak i chilijską kulturą – i mamy nadzieję, że w przyszłości doceni to połączenie tak samo, jak my.
**
Mikołaj Krasucki — inżynier, absolwent Politechniki Częstochowskiej. Wielki patriota całym sercem kochający Polskę, do której sprowadził chilijską żonę Paulę. Prywatnie mąż i ojciec, fascynujący się piłką nożną, podróżami, montażem i produkcją filmów na media społecznościowych. Swoją codzienność na styku kultur relacjonuje na Instagramie 2mundoos oraz TikToku.
Marta Abramczyk, dziennikarka Onetu – bydgoszczanka, absolwentka dziennikarstwa na UAM w Poznaniu. Pierwsze kroki w zawodzie stawiała w redakcji "Gazety Wyborczej", potem jako reporterka "Faktu" relacjonowała wydarzenia z Wielkopolski. Jej największą pasją są podróże, które relacjonuje dla czytelników. Dzięki rozmowom z fascynującymi rozmówcami — zwiedza świat praktycznie codziennie. Sprawdź Instagram oraz blog autorki.
If you often open multiple tabs and struggle to keep track of them, Tabs Reminder is the solution you need. Tabs Reminder lets you set reminders for tabs so you can close them and get notified about them later. Never lose track of important tabs again with Tabs Reminder!
Try our Chrome extension today!
Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more