Polska wygrała II wojnę światową? Gorzkie słowa historyka: polscy żołnierze nagle stali się aliantom zbędni - Wiadomości


A Polish historian analyzes Poland's experience in World War II, arguing that despite formal victory, the country suffered significant political and societal losses due to Soviet influence.
AI Summary available — skim the key points instantly. Show AI Generated Summary
Show AI Generated Summary
We located an Open Access version of this article, legally shared by the author or publisher. Open It

Piotr Gruszka: Polska formalnie znalazła się w gronie zwycięzców, ale faktycznie została oddana pod wpływy ZSRS. To zwyciężyliśmy czy przegraliśmy?

Dr Dawid Golik: Trudno nazwać zwycięstwem sytuację, w której decydowaliśmy się na wojnę w obronie Gdańska i Korytarza Pomorskiego, a po sześciu latach wychodziliśmy z tego konfliktu uszczupleni o niemal jedną piątą powierzchni kraju, tracąc przy tym tak ważne dla Polaków ośrodki jak Wilno i Lwów. Przystępowaliśmy też do zmagań w roku 1939 dlatego, że nie chcieliśmy być wasalami Hitlera. Sześć lat później, w roku 1945 r., nasz rzekomo "wyzwolony" kraj zdany został jednak na łaskę Stalina, który w pełni uzależnił go od ZSRS. Politycznie niewątpliwie przegraliśmy.

Przegrało też samo społeczeństwo, które poniosło ogromne straty szacowane na blisko 6 milionów zabitych obywateli, a które tak mocno liczyło na to, że po upadku Niemiec będzie mogło żyć w wolnym kraju i że ta ofiara nie poszła na marne. Zupełną klęskę poniósł również prawowity Rząd Polski na Uchodźstwie. Mimo że kolejno we Francji i na Wyspach Brytyjskich zapewniał ciągłość państwowości polskiej i gwarantował obecność Polski w obozie aliantów, to nie był w stanie przekuć tych zabiegów na odzyskanie całości terytorium i zachowanie suwerenności. Zresztą na początku lipca 1945 r. Wielka Brytania i Stany Zjednoczone wycofały dla niego uznanie. Nowym reprezentantem Polaków miał być odtąd w pełni dyspozycyjny względem ZSRS Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej.

Oczywiście ludzie cieszyli się z końca wojny, tak jak w całej Europie, ale trudno mówić o jakimś poczuciu satysfakcji czy też sprawczości po stronie Polaków. Na pewno nie czuli się tak żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, którzy nagle stawali się aliantom zbędni, a czasami wręcz dla nich niewygodni. Nie pasowali też oni do realiów, które kształtowali w granicach pojałtańskiej Polski komuniści.

Ciężki los spotkał też członków polskiego podziemia, którzy byli uważani przez komunistów jako wroga siła.

Tak. Polskie Państwo Podziemne, fenomen na skalę światową, zostaje w tym samym czasie sprowadzone przez nowych włodarzy Polski do pojęcia "reakcji". Działający w nim politycy stają się "prolondyńską kliką", a żołnierze Armii Krajowej "bandytami". Przywódców podziemia, elitę ówczesnego społeczeństwa, sądzi się wiosną 1945 r. w Moskwie w pokazowym procesie.

Myślę, że dopiero teraz, ponad trzy dekady po upadku bloku wschodniego, możemy poczuć, że Polacy w II wojnie światowej zwyciężyli przynajmniej pod jednym względem.

Jakim?

Moralnym. Od początku walczyli z obydwoma totalitaryzmami, instytucjonalnie nie kolaborowali, zachowali swoją kulturę i tożsamość, a przy tym pluralizm poglądów. Nie musimy, żeby to poczuć, historycznie lawirować czy pudrować rzeczywistości tamtych czasów. Nie mamy się czego wstydzić.

Czy Europa Wschodnia była największym przegranym wojny, skoro przez kolejne dekady pozostawała w cieniu ZSRS, a gospodarczo odstawała od Zachodu?

Tak przyjęło się uważać, zwłaszcza w tej części świata, w której żyjemy. Losy Polaków, ale także np. Litwinów, Łotyszy czy Estończyków, którzy do tego stracili swoją państwowość, stając się zaledwie częścią składową Związku Sowieckiego, jasno wskazują na ich polityczną przegraną.

Mamy też takie kraje, jak Węgry, Rumunia i Bułgaria – czyli nie tylko państwa, które stały się częścią Bloku Wschodniego, ale także wcześniejszych sojuszników III Rzeszy. Rumuni wprawdzie zdążyli jeszcze przed końcem wojny odwrócić sojusze, ale i tak zapamiętani zostali jako sprzymierzeńcy Hitlera. Te kraje poza przegraną polityczną dźwigać też musiały część odpowiedzialności moralnej za konflikt.

UPPA/Photoshot / PAP

Most Franciszka Józefa w Budapeszcie został całkowicie zniszczony w ostatnich dniach II wojny światowej podczas walk o miasto

Warto zestawić ich powojenne losy np. z Austrią, która mimo dziesięcioletniej okupacji przez aliantów zachodnich i ZSRS wróciła do swoich granic sprzed aneksji i stała się ważnym elementem świata zachodniego. Jednocześnie dzięki zręcznej polityce wykreowała się na "pierwszą ofiarę Hitlera" nigdy do końca nie rozliczając się z zaangażowania swoich obywateli na rzecz nazizmu. Dużo lepiej od krajów Europy Środkowej wyszli równie z konfliktu pozostający do 1944 r. w sojuszu z Niemcami Finowie. Utracili część terytorium, zachowali jednak suwerenność, pomimo prób ingerencji w politykę wewnętrzną Finlandii przez ZSRS.

Czy można jednoznacznie wskazać zwycięzców i przegranych II wojny światowej, czy raczej każda ze stron poniosła zarówno zyski, jak i straty?

Wojna jest zjawiskiem, które zawsze, z racji swojego charakteru, produkuje głównie przegranych. I są nimi wszyscy ci ludzie, którzy z konfliktem stykają się bezpośrednio, a więc zarówno żołnierze, jak i cywile. W szerszym kontekście przegranymi stają się też całe społeczeństwa zaangażowane w zmagania państw. Pod tym względem wszystkie kraje czynnie walczące w II wojnie światowej przegrały – poniosły straty osobowe i materialne, ale także doświadczyły zjawiska swoistego "zarażenia wojną" kilku pokoleń swoich obywateli. Z elementami tej traumy, mającej swój początek ponad 80 lat temu, zmagamy się niestety do dziś.

Ale wracając do pytania – tak, pod względem militarnym i politycznym, możemy wskazać na zwycięzców i przegranych.

Zacznijmy więc od zwycięzców.

Zwycięsko z wojny wyszły z całą pewnością Stany Zjednoczone oraz Związek Sowiecki, co pozwoli im niebawem podzielić świat na dwie zależne od tych supermocarstw strefy. Tryumfowała militarnie także Wielka Brytania będąca od samego początku filarem koalicji antyhitlerowskiej. Do grona państw zwycięskich należałoby też paradoksalnie zaliczyć Francję, która choć zaraz straci swoje wpływy w koloniach, to odzyska miejsce przy głównym stole rozmów o powojennej rzeczywistości. Stanie się to, pomimo faktu, że duża część jej elit dogadała się jednak w 1940 r. z Hitlerem i tworzyła współpracujące z III Rzeszą, legalnie działające państwo ze stolicą w Vichy. Państwo, podkreślmy, któremu także gros społeczeństwa francuskiego było lojalne.

A kogo możemy zaliczyć jako pokonanych?

Militarnie pokonanymi byli oczywiście Niemcy, Włosi i Japończycy, jak też różne państwa pozostające z nimi w sojuszu. Musimy pamiętać, że oznaczało to wieloletnią okupację ich terytoriów przez siły alianckie. Z drugiej jednak strony z pobytem obcych wojsk wiązała się też równoległa odbudowa poszczególnych krajów przy pomocy zachodnich kredytów, a później współpraca gospodarcza i zacieśnianie wzajemnych relacji. Pod tym względem państwa, które przyczyniły się do wybuchu II wojny światowej, mogły w wielu przypadkach dużo szybciej wrócić do normalnego funkcjonowania, odrestaurować zniszczone miasta, zapewnić obywatelom wysoki poziom egzystencji. Zapanowała w nich prawdziwa demokracja, ugruntowały się systemy parlamentarne, ludzie mogli decydować o swojej przyszłości, głosować na swoich reprezentantów. Pod tym względem Europa Wschodnia miała o wiele trudniejszą sytuację.

Niemcy z II wojny światowej wyszli nie najgorzej. Jak to się stało, że ten kraj, który wywołał wojnę, przegrał ją sromotnie, ale jednocześnie bardzo szybko potrafił się odbudować?

Niemcy stracili po II wojnie światowej jedną czwartą swojego terytorium i około 5 milionów obywateli. Kraj był też bardzo mocno zniszczony przez bombardowania, różne ruchy wojsk, ale i zorganizowany przez okupantów zwykły rabunek zakładów przemysłowych. Ostatecznie doszło też do podziału Niemiec na dwa osobne państwa – RFN i NRD. Wydawać by się więc mogło, że Niemcy w takich okolicznościach nie miały prawa "podnieść się z kolan". Zresztą na tym początkowo zależało wszystkim w gronie państw zwycięskich.

Agentur Voller Ernst / PAP

Zniszczony Reichstag w Berlinie w kwietniu 1945 r.

A jednak Niemcy "podniosły się z kolan" i gospodarczo dominują w Europie.

W Europie pamiętano, że radykalna polityka upokorzenia Niemiec po I wojnie światowej przyniosła odwrotny od zamierzonego skutek. Nie chciano tego powtórzyć, zwłaszcza na Zachodzie, więc mimo pewnych ograniczeń pozwalano Niemcom się rozwijać, traktowano wykuwające się elity jako partnerów, czasami patrząc też przez palce na zaangażowanie dawnych nazistów w budowę nowych, demokratycznych instytucji.

Ponadto, także w perspektywie rodzącego się konfliktu zimnowojennego i powstania "żelaznej kurtyny", Niemcy stawały się istotnym polem gry dla mocarstw. Silna Republika Federalna Niemiec, z nowoczesną Bundeswehrą będzie więc od połowy lat 50. XX w. filarem NATO, mogącym aktywnie przeciwstawić się ewentualnej agresji ze wschodu. Z kolei jej odpowiednik w Niemieckiej Republice Demokratycznej, Narodowa Armia Ludowa, ochraniać będzie zachodnią flankę Układu Warszawskiego, współpracując ściśle ze stacjonującą tam Armią Radziecką. Zarówno Amerykanom, jak i Sowietom zależało więc ostatecznie na tym, żeby jedno i drugie państwo niemieckie było silne – i militarnie, i gospodarczo.

Z obu tych Republik, tylko ta na zachodzie odniosła sukces.

Tak, skorzystały na tym przede wszystkim Niemcy Zachodnie, stając się niebawem obok Wielkiej Brytanii najważniejszym partnerem Stanów Zjednoczonych w Europie. Do tego dojdzie także rzecz jasna powstanie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, oparte przede wszystkim na porozumieniu francusko-niemieckim, ale w przyszłości stanowiące platformę rozwoju dla całej Europy. Trudno byłoby w takich warunkach, biorąc też pod uwagę ówczesny poziom cywilizacyjny społeczeństwa niemieckiego, nie osiągnąć sukcesu i nie odbudować zaprzepaszczonego wojną potencjału.

Do grona zwycięzców bezdyskusyjnie zaliczyliśmy Amerykanów. Jak to się stało, że rola USA po wojnie tak bardzo wzrosła?

Amerykanie właściwie nie doświadczyli wojny na swoim terytorium. Oczywiście mamy rozpoczynający zmagania z Japonią atak na Pearl Harbor, ale de facto później – poza działalnością dywersyjną – realnego zagrożenia nie ma. Nie ma więc zniszczeń, strachu, zakłócenia normalnego rytmu życia. Gospodarczo i technologicznie Stany Zjednoczone mogły dynamicznie się rozwijać, wykorzystując też toczącą się daleko od nich wojnę jako swoiste koło zamachowe dla ich przemysłu.

The Protected Art Archive / Alamy / PAP

Tankowiec ucieka przed atakiem na Pearl Harbor

Jak zatem USA zarabiały na wojnie?

Już w 1939 r. administracja amerykańska zdecydowała się na umożliwienie sprzedaży broni oraz amunicji dla walczących z Niemcami Brytyjczyków i Francuzów. Dwa lata później zaczyna obowiązywać głośny Lend Lease Act, którego podstawą stają się kredyty na zakup amerykańskiego wyposażenia wojskowego, ale też paliwa i surowców strategicznych. Korzystają z tego przede wszystkim Brytyjczycy, w dalszej kolejności Sowieci, a na Dalekim Wschodzie Chińczycy.

Po oficjalnym przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny dochodzą też zamówienia od armii amerykańskiej, rozpoczyna się jej modernizacja i prawdziwy skok technologiczny, gdyż początkowo nie ma się ona wcale najlepiej. To dodatkowo nakręca amerykańską gospodarkę. Amerykanie wychodzą więc z wojny podwójnie zwycięscy – zarówno militarnie w Afryce, Europie i na Dalekim Wschodzie, jak też gospodarczo i technologicznie. Zyskują także szerokie możliwości polityczne jako główni wierzyciele w obozie alianckim. Amerykańskie kredyty spłacać można bowiem było na wiele sposób, także gwarantując pola do ekspansji amerykańskich koncernów.

Poza korzyściami gospodarczymi Amerykanie także zyskali na znaczeniu w sensie politycznym.

Wojna i zaangażowanie w nią otwiera ostatecznie Stany Zjednoczone na aktywną politykę światową. To prezydent Franklin Delano Roosevelt jest twórcą wizji przyszłego globalnego ładu, patronuje też Karcie Atlantyckiej, która ma być owego powojennego porządku podstawą. Ameryka dobrze czuła się w roli mocarstwa mogącego wpływać na losy innych państw, ale jednocześnie zapewniającego odpowiednie korzyści dla siebie i swoich obywateli. I choć idea Roosevelta o czterech dbających o "pokój i bezpieczeństwo" światowych policjantach – Stanach Zjednoczonych, Sowietach, Wielkiej Brytanii i Chinach, nie została urzeczywistniona, to owa powojenna dominacja Amerykanów jest emanacją tej właśnie koncepcji.

dpa / PAP

Prezydent Franklin Delano Roosevelt

Rzecz jasna pomagał też w tym układzie fakt posiadania przez Stany Zjednoczone bomby atomowej oraz strategicznego lotnictwa dalekiego zasięgu, które mogło takie ładunki zrzucić właściwie w każdym zakątku globu.

Czy Wielka Brytania, pomimo bycia w gronie zwycięzców, faktycznie przegrała, tracąc imperium i wpływy?

Dekolonizacja była procesem nieuniknionym, który wojna wprawdzie przyspieszyła, ale i tak prędzej czy później by on nastąpił. Wielka Brytania skazana więc była na stopniową utratę statusu światowego imperium, gdyż właśnie na koloniach i dominiach opierał się jej, przede wszystkim ekonomiczny, potencjał. Swoistą próbą podtrzymania globalnego przywództwa było powołanie do życia, jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Nie mogło to jednak w pełni zastąpić modelu kolonialnego, choć gwarantowało utrzymanie relacji gospodarczych z niezależnymi odtąd partnerami.

Realizując ten model, Wielka Brytania próbowała jeszcze po wojnie odegrać rolę języczka u wagi w relacjach światowych, jako tzw. trzecia opcja obok Amerykanów i Sowietów. Nie miała jednak realnej siły wojskowej i ekonomicznej, żeby liczyć się w tej rozgrywce. Trafiła więc ostatecznie do kręgu państw sojuszniczych Stanów Zjednoczonych.

Musimy też pamiętać, że Wielka Brytania kończyła wojnę osłabiona, zadłużona, z relatywnie dużymi stratami ludzkimi. Stery rządów przejęli też po wojennym tzw. rządzie jedności narodowej laburzyści, którzy zdecydowali się na dość radykalne jak na trudny, powojenny czas reformy. Wprowadzili publiczną służbę zdrowia i powszechne ubezpieczenia społeczne, częściowo znacjonalizowali przemysł, rozpoczęli zakrojony na szeroką skalę program budownictwa mieszkaniowego. To wszystko odbywało się równolegle z utrzymywaniem do lat 50 XX w. reglamentacji części towarów, czyli systemu kartkowego.

Życie w powojennej Wielkiej Brytanii nie przypominało tego w Stanach Zjednoczonych, ale też nie powinniśmy według mnie uznawać, że to II wojna światowa była przyczyną tego stanu. Ona jedynie przyspieszała i katalizowała pewne procesy i zmiany, które i tak by nastąpiły. Ostatecznie bowiem Brytyjczycy odnaleźli się jakoś w tym powojennym świecie i trudno jest ich kwalifikować jako przegranych.

Gdybyśmy mieli wskazać najbardziej nieoczywistego zwycięzcę II wojny światowej – kogo by pan wskazał?

Chyba z mojej perspektywy takim krajem byłaby frankistowska Hiszpania, czyli państwo, które jako jedno z nielicznych, nie uczestniczyło formalnie w wojnie, chociaż mogło być postrzegane jako naturalny sojusznik Hitlera. Nie ulega bowiem wątpliwości, że to wsparcie III Rzeszy i Włoch zapewniło generałowi Franco zwycięstwo w prowadzonej od 1936 r. wojnie domowej. Naziści mogli więc spodziewać się wdzięczności wyrażonej przystąpieniem Hiszpanii do Osi. Nigdy jednak do tego nie doszło, choć położenie Półwyspu Iberyjskiego miało strategiczne znaczenie zarówno w przypadku konfliktu z Francją, jak też dla niemieckich zamiarów inwazji na Wyspy Brytyjskie, a także umożliwiało szeroki dostęp do Afryki.

UPPA/Photoshot / PAP

Generał Francisco Franco

Franco rozważał wprawdzie dołączenie do wojny, zezwolił także na powstanie złożonej z Hiszpanów tzw. Błękitnej Dywizji, ochotniczej jednostki, która wyruszyła ramię w ramię z Wehrmachtem do walk z Sowietami, ale ostatecznie zachował neutralność. W dalszej perspektywie taka postawa pozwoliła mu ugruntować reżim, a po kilku latach powojennej izolacji rozpocząć na partnerskich zasadach relacje wojskowo-gospodarcze ze Stanami Zjednoczonymi. To z kolei otwierało frankistowskiej Hiszpanii możliwość normalnego funkcjonowania w całym zachodnim świecie.

Wydaje się, że na wojnie skorzystały też inne państwa neutralne.

Poza wspomnianą Hiszpanią, z większych krajów wymienić należy na pewno także Portugalię, Szwajcarię i Szwecję. Zwłaszcza ta ostatnia sporo zarobiła na konflikcie, prowadząc ożywioną wymianę handlową z Niemcami, ale także po cichu idąc na rękę nazistom np. w kwestii transportu przez jej terytorium żołnierzy niemieckich. Można powiedzieć, że za niemieckie złoto szwedzcy socjaldemokraci finansowali zaraz po wojnie swój model opiekuńczego państwa dobrobytu.

Kto bardziej skorzystał na wojnie – Zachód dzięki planowi Marshalla, czy ZSRS dzięki rozszerzeniu strefy wpływów?

Możemy odpowiedzieć sobie na to pytanie w perspektywie krótko— i długofalowej.

Zacznijmy od perspektywy krótkofalowej.

Bezsprzecznie ogromny sukces odniósł Związek Sowiecki, nie tylko powiększając swoje własne terytorium, w tym, kosztem Polski, ale także przesuwając strefę bezpośredniego oddziaływania na losy poszczególnych państw i narodów daleko na zachód, aż do Łaby. Do tego dochodzą wpływy na Dalekim Wschodzie i stała obecność tam czynnika sowieckiego wspierającego najpierw chińskich komunistów walczących z Kuomintangiem, a później aktywnego także podczas konfliktów w Indochinach. Wojna i stopniowy rozpad dotychczasowego systemu kolonialnego otwierał też Sowietom jako pole do ekspansji ideologicznej i gospodarczej Bliski Wschód oraz Afrykę. Myśl marksistowska szerzona przez "pogromcę Niemiec", połączona z ewentualnym wsparciem technologicznym czy wojskowym ZSRS, docierała też do Ameryki Południowej oraz na Kubę. To miały być przestrzenie szczególnie istotne dla działań "zimnowojennych".

Jednak ten model nie wytrzymał próby czasu.

W dalszej perspektywie ani Układ Warszawski, ani system Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, nie były w stanie dotrzymać kroku Zachodowi. Model oparty na imperializmie sowieckim, rządach autorytarnych, bez wolnego rynku i swobód obywatelskich okazał się niewydolny i nieatrakcyjny również dla mieszkających w nim ludzi. Zwłaszcza dla tych, którzy mogli skonfrontować swoje położenie z tym, co działo się np. w odbudowywanej Europie Zachodniej.

Długofalowo bowiem to ona bardziej skorzystała na budowie przez Stany Zjednoczone modelu tzw. wolnego świata, mającego opierać się na rynku, wzajemnej pomocy gospodarczej i technologicznej, a w przestrzeni militarnej na powstrzymywaniu ekspansji komunizmu w wydaniu sowieckim. Plan Marshalla miał być jednym z fundamentów tej wizji, płaszczyzną integrującą i stabilizującą powojenny porządek, gdyż obejmował zarówno państwa zwycięskie, jak też pokonane. Choć do dziś nie brakuje też jego krytyków, którzy postrzegają go, skądinąd słusznie, jako próbę odgórnego sterowania przez Amerykanów europejską gospodarką.

Wojna zakończyła się dla świata w 1945 r., ale konkretnych dat jest kilka.

W Polsce przyglądamy się końcu wojny z perspektywy europejskiej, a w tym wypadku mamy do wyboru aż trzy kolejne dni maja 1945 r. Pierwszy akt kapitulacji siły zbrojne Rzeszy Niemieckiej podpisały już 7 maja we francuskim Reims, ale Stalin wymusił uznanie tego dokumentu jedynie za swoiste prowizorium. Chciał bowiem, żeby właściwa kapitulacja nastąpiła na terenie zdobytego przez Armię Czerwoną Berlina. Miało to przynieść odpowiedni wydźwięk propagandowy, wzmocnić przekaz o wyzwolicielskiej misji Armii Czerwonej i podkreślić to, kto tak naprawdę odegrał najważniejszą rolę w zwycięstwie nad faszyzmem.

Alianci zgodzili się na to i niedługo przed północą 8 maja 1945 r. podpisano kolejny dokument, tym razem w berlińskiej kwaterze marszałka Żukowa. Tę właśnie datę zwykło się przyjmować jako dzień zakończenia wojny w Europie.

dpa / PAP

Feldmarszałek Wilhelm Keitel podpisujący akt kapitulacji Wehrmachtu (8 maja 1945 r.)

Z kolei w Związku Sowieckim, a później także w Federacji Rosyjskiej, za tzw. dzień zwycięstwa uchodzi 9 maja, bowiem według czasu moskiewskiego wydarzenia w Berlinie rozgrywały się już po północy. Walki jednak w rzeczywistości nadal trwały. Np. operacja praska Armii Czerwonej prowadzona była aż do 11 maja, do różnych zgrupowań i garnizonów niemieckich informacje o kapitulacji docierały z opóźnieniem, inne były fanatycznie bronione do końca. Przyjmuje się, że jako ostatnia skapitulowała załoga na okupowanej przez Niemców brytyjskiej wyspie Alderney. Miało to miejsc 16 maja 1945 r.

Konflikt wciąż jednak trwał na Dalekim Wschodzie.

Japonia skapitulowała dopiero 2 września 1945 r., po zrzuceniu na jej terytorium dwóch bomb atomowych i po przystąpieniu do wojny Związku Sowieckiego. Wraz z tym wydarzeniem możemy więc mówić o końcu II wojny światowej jako rzeczywistego, toczącego się konfliktu.

Niektóre kwestie związane z II wojną światową pozostają nieuregulowane do dziś.

Pod względem prawnym okres wojny nie został bowiem na długie lata domknięty właściwymi traktatami pokojowymi. Część z nich, dotyczących sojuszników nazistów w Europie, podpisano w 1947 r., natomiast stosowne umowy z Niemcami zawarto dopiero po upadku żelaznej kurtyny w lipcu 1990 r.

Pewnych kwestii nie uregulowano jednak do dziś, np. takiego traktatu nie podpisały ze sobą Japonia i Związek Sowiecki (a później Federacja Rosyjska), z uwagi na sporny status Wysp Kurylskich i Sachalinu. Nic nie wskazuje na to, żeby sprawa ta miała zostać w najbliższych czasie zamknięta. Można przypuszczać, że II wojna światowa, choć zakończyła się przed ośmioma dekadami, będzie jeszcze długo rzutować na wzajemne relacje tych dwóch państw.

*Dr Dawid Golik – historyk i politolog, adiunkt w Instytucie Historii UJ, koordynator prac pionu poszukiwań i identyfikacji IPN w Krakowie, sekretarz redakcji "Zeszytów Naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prac Historycznych".

🧠 Pro Tip

Skip the extension — just come straight here.

We’ve built a fast, permanent tool you can bookmark and use anytime.

Go To Paywall Unblock Tool
Sign up for a free account and get the following:
  • Save articles and sync them across your devices
  • Get a digest of the latest premium articles in your inbox twice a week, personalized to you (Coming soon).
  • Get access to our AI features

  • Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!

    Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!