"Stan Wyjątkowy". Polowanie na Tuska. Nawrocki pręży muskuły. Kaczyński upokarza Mentzena - Wiadomości


AI Summary Hide AI Generated Summary

Kaczyński's Counterattack

Following the 2023 parliamentary election victory of the opposition coalition, Jarosław Kaczyński, despite initial setbacks, devised a plan to regain influence. He attributed the defeat to various factors, including voter apathy and alleged external interference.

Exploiting the Coalition's Weaknesses

Kaczyński strategically left behind loyalists in key state institutions, anticipating internal conflicts and inefficiencies within the diverse ruling coalition. While some appointments were changed, others remained protected, hindering the coalition’s efforts.

Tusk's Strategic Errors

The article criticizes Donald Tusk's leadership, arguing his failure to address pressing issues and the lackluster presidential campaign of his candidate, Rafał Trzaskowski, contributed significantly to the loss. Trzaskowski’s liberal stance alienated a segment of the electorate.

The Rise of Nawrocki

Kaczyński’s choice of Karol Nawrocki, a less-known but ideologically aligned candidate, proved effective. Nawrocki's lack of a baggage from previous PiS governments and appeal to the nationalist electorate, including the votes of the Konfederacja, secured him a victory.

The Weakened Position of Tusk

The presidential election results significantly weakened Tusk's position within his own coalition, leading to internal conflicts and calls for his replacement. The article highlights disagreements among coalition partners and their concerns about the future stability of the alliance.

Kaczyński's Future Strategy

Despite the success, Kaczyński’s habit of eliminating political rivals is noted. Although the Konfederacja's Sławomir Mentzen obtained significant votes, Kaczyński's likely strategy is to weaken or destroy this competitor, a pattern he has demonstrated in the past.

Sign in to unlock more AI features Sign in with Google

Są takie chwile w polityce, które mają znaczenie fundamentalne — wybory prezydenckie 2025 r. były właśnie taki momentem. I kiedy opadł kurz, okazało się, że Donald Tusk — triumfator z 2023 r. — tym razem przegrał z Jarosławem Kaczyńskim. I to boleśnie. A co gorsza: na własne życzenie.

Bo Tusk, który tak precyzyjnie rozegrał polityczne szachy w kampanii do parlamentu, nagle przestał grać. Jakby uznał, że koalicja rządząca jest już wygrana, że wynik jest bezpieczny, a przeciwnik złamany. Tymczasem Kaczyński, którego wielu już skreśliło po utracie władzy przez PiS, właśnie wtedy nakreślił plan kontrataku.

Jesień 2023 r. Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica świętują historyczne zwycięstwo. Po ośmiu latach PiS traci władzę. W sztabach wyborczych ówczesnej opozycji tańce, w mediach społecznościowych euforia, w telewizjach długie rozmowy o nowym otwarciu. Kaczyński był wówczas na dnie.

Przypomnijmy jego żałobne exposé podczas zjazdu klubów "Gazety Polskiej" w Spale. To była jedyna publiczna analiza upadku:

"Ogólne wymiary sytuacji są znane. Dzisiaj czeka nas to, by przeprowadzić analizę tego, co się stało, przyczyn. To jest w trakcie. Po drugie, aby mieć projekt na dalsze działania — i te ofensywne, i te defensywne. W czasie kampanii nastąpił szereg błędów ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Przede wszystkim jednak Polska się zmieniła. Zmieniła się także struktura elektoratu, zmieniła się w ciągu tych ostatnich kilku lat i ten proces prawdopodobnie będzie trwał. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które można opisać krótko: ludzie nie głosują z wdzięczności. W wyborach była też grupa, która kierowała się przesłankami znudzenia. Całe regiony, które w istocie powinny nas wesprzeć, bo uzyskały od nas jakieś szczególnie mocne wsparcie, wcale nas nie wsparły na poziomie wyższym, niż poprzednio. Na wschodzie Polski, tam, gdzie były nasze najmocniejsze regiony i punkty wsparcia, straty w niektórych okręgach wyborczych sięgały nawet 12 proc. Inna kwestia, to powstanie pewnej konkurencji, której przedtem w tych wymiarach nie było. To jest kwestia Konfederacji, a także Trzeciej Drogi, która okazała się przy końcu kampanii naszą konkurencją, to znaczy sięgnęła po tych, którzy przedtem głosowali na nas, tych niezdecydowanych, którzy z jakichś powodów się na nas obrazili. Jest pytanie, które warto postawić, które mam nadzieję kiedyś będzie przedmiotem opracowań historyków i przedmiotem zainteresowania służb specjalnych — nie jest w tej chwili możliwe po prawie pewnym przejęciu władzy przez opozycję. Mianowicie: jakie były głębsze przyczyny i mechanizmy powstania pewnych formacji? Tu dochodzimy do takiego pytania: na ile nasze życie publiczne jest autonomiczne wobec sił zewnętrznych? Źródła powstania Platformy Obywatelskiej są dość oczywiste z tego punktu widzenia. I później ta oczywistość była weryfikowana przez politykę, która w oczywisty sposób wpisywała się w interesy niemieckie. Nie zapominajmy też o drugiej stronie. Czy powstanie Polski 2050 było wynikiem tego, że pewien prezenter telewizyjny [Hołownia] wpadł na taki pomysł, czy też może czegoś głębszego, czy generałowie, którzy się tam znaleźli, po prostu polubili tego człowieka, czy może są jakieś głębsze tego przyczyny. Sądzę, że jednak te przyczyny są głębsze i że to jest ta druga strona, która szuka jakiegoś takiego pewnego narzędzia i ciągle ma nadzieję, że może ten ukształtowany już system polityczny, który nie jest mimo wszystko dla niej najwygodniejszy, wolałaby inny, można by doprowadzić do staniu takiego, jaki w przekonaniu Moskwy być powinien. Krótko mówiąc: musimy też patrzeć na ten aspekt rzeczywistości, na to, że tutaj mamy do czynienia z pewną rozgrywką sił zewnętrznych, które bardzo sprawnie posługują się formacjami, które działają na terenie Polski i oczywiście prezentują się jako polskie, prezentują się jako patriotyczne — przynajmniej tak deklarują — no, ale jeśli chodzi o ich działania to wszyscy państwo wiedzą jak było, czy bywa i jak pewnie będzie w ciągu tego następnego prawdopodobnie czterolecia, choć daj Boże, żeby to był okres znacznie krótszy".

Kaczyński nakreślił plan "szukania nowego Dudy", który był grą o wszystko

Jednym słowem — Kaczyński nie przyznał się do odpowiedzialności za porażkę. Mówił o "błędach", narzekał na niewdzięczność elektoratu, rusko-germańskie spiski, podejrzaną opozycję i głosił masę innych spiskowych teorii, które miały zamaskować jego klęskę.

Wielu uważało, że to koniec PiS i koniec Kaczyńskiego. I to było myślenie błędne, przede wszystkim dlatego, że nie zniknęli wyborcy PiS.

Elektorat szybko się otrząsnął — z letargu obudziła go nowa władza. Najpierw rząd KO-3D-Lewica wszedł z buta do TVP, likwidując prawicową propagandę, a następnie doprowadził do zapuszkowania skazanych przez sąd polityków PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Wyborcy prawicy dostali wzmożenia — a wraz z nimi struktury terenowe PiS, które po przegranych wyborach 15 października 2023 r. znalazły się w rozsypce.

Kaczyński też szybko doszedł do siebie — porzucił teorie spiskowe na rzecz pragmatycznego działania. Wiedział doskonale, że Tuskowi trudno będzie rządzić — z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że wielobarwną koalicję łączy wyłącznie niechęć do PiS, a programowo trudno jej cokolwiek uzgodnić, od kwestii światopoglądowych po sprawy gospodarcze. Po wtóre, Kaczyński zostawił na odchodne Tuskowi swoich dywersantów w kluczowych obszarach państwa — wiedział, że będą sypać piach tryby nowemu rządowi.

Co prawda rząd — idąc po bandzie i stosując prawny trik — pozbył się ziobrowego prokuratora krajowego Dariusza Barskiego, ale innych ludzi PiS tknąć nie mógł, bo chronią ich kadencje i podpis prezydenta — mowa m.in. o prezesie NBP Adamie Glapińskim, I prezes Sądu Najwyższego Małgorzacie Manowskiej, prezesie Trybunału Konstytucyjnego Bogdanie Święczkowskim, szefie KRRiTV Macieju Świrskim, czy szefowej KRS Dagmarze Pawełczyk-Woickiej.

Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Jarosław Kaczyński i Adam Glapiński w 1991 r.

W każdej z kierowanych przez nich instytucji dominują ludzie z rozdania PiS, gotowi na konfrontację z rządem. Nawet w prokuraturze, którą po usunięciu Barskiego kieruje wybrany w konkursie Dariusz Korneluk, wciąż silna jest frakcja ziobrystów.

Paweł Wodzyński / East News

Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska i Andrzej Duda

Mając kontrolę nad TK i Sądem Najwyższym oraz wpływy w prokuraturze, a nade wszystko mając swego prezydenta, Kaczyński mógł być pewien, że także rozliczenia PiS nie będą zbyt dotkliwe. I rzeczywiście poza szybko ułaskawionymi przez prezydenta Kamińskim i Wąsikiem, do aresztów nie trafiło zbyt wielu pisowców, w dodatku niemal wszyscy są dziś na wolności, choćby Dariusz Matecki, ścigany za przewały w Funduszu Sprawiedliwości.

MAREK BEREZOWSKI / East News

Bogdan Święczkowski i Zbigniew Ziobro

Wiedząc to wszystko — że koalicja będzie się kłócić, że instytucje kontrolowane przez ludzi PiS będą walczyć z Tuskiem, który równocześnie nie będzie w stanie skutecznie ścigać pisowców — Kaczyński mógł odetchnąć z ulgą. I przystąpił do kreślenia założeń swego planu "szukania nowego Dudy", który był grą o wszystko — w razie wyraźnej porażki kandydata PiS w wyborach prezydenckich w 2025 r., prezes prawdopodobnie nie uratowałby skóry.

Adam Burakowski / East News

Dariusz Matecki i Zbigniew Ziobro

Wojciech Olkuśnik / East News

Dariusz Barski i Zbigniew Ziobro

Trzaskowski? Okazało się, że Polska nie jest jeszcze krajem na prezydenta "z Netflixa"

Co robił w tym czasie Tusk? Zamiast natychmiast planować wybory prezydenckie, pozwolił, by rząd ugrzązł w codzienności: w kłótniach koalicyjnych, w budżetowych ograniczeniach, w niekończących się debatach o tym, kto ma rację, a kto ma większe ego. Owszem, rozliczenia PiS zapowiadał, ale nie przeprowadził. Reforma sądów? Czeka. Media publiczne? W zawieszeniu. Gdy elektorat PiS coraz bardziej się mobilizował, to wyborcy koalicji rządzącej zaczęli się niecierpliwić i frustrować.

Kaczyński nie jest geniuszem. Jego instynkt polityczny jest tradycyjny, by nie powiedzieć archaiczny — ale tym razem okazał się skuteczny. W wyborach prezydenckich nie wystawił Morawieckiego, Szydło ani żadnego innego polityka — wiedział, że to doprowadziłoby w kampanii do przypomnienia afer i nieudolności PiS.

Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Beata Szydło i Mateusz Morawiecki

Postawił na Karola Nawrockiego — mało znanego, ale ideowo sprawdzonego szefa IPN. Twardy prawicowiec z antyunijnym zacięciem i narodowo-konserwatywnym DNA, który nie ciągnął za sobą bagażu pisowskich rządów. Do tego w duchu bliski Konfederacji, co nie było przypadkiem. Kaczyński widział, że nacjonalistyczna i eurosceptyczna prawica rośnie. W wyborach europejskich Konfederacja była trzecia — i to nie przez przypadek. Nacjonaliści urośli w całej Unii w wyborach europejskich, a w Ameryce wygrał turbonacjonalista Trump.

Nawrocki mimo afer — a było ich masa — przetrwał. To dlatego, że elektorat PiS nie przyjmuje afer do wiadomości. Liczy się to, czy kandydat mówi jak oni, wygląda jak oni, czy nie kłania się Berlinowi — i nade wszystko, czy pobłogosławił go prezes. Dzięki temu Nawrocki przeszedł do drugiej tury, w której zgarnął głosy Mentzena i Brauna. Dokładnie tak, jak zaplanował Kaczyński.

Piot Molęcki / East News

Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun

A co zrobił Tusk? Wystawił Rafała Trzaskowskiego. Inteligentny, elokwentny, przystojny — ale jednocześnie najbardziej liberalny z możliwych kandydatów. Polityk, który popiera związki partnerskie, liberalizację aborcji, a w dodatku nie jest katolikiem. Brzmi nowocześnie? Owszem. Ale Polska nie jest jeszcze krajem na prezydenta "z Netflixa". Nawet wtedy, gdy PiS traci grunt, elektorat nie szuka lewicowego zbawcy.

Mimo to Trzaskowski miał szansę wygrać — wystarczyło odebrać Nawrockiemu niespełna 200 tys. głosów. Mógłby je zdobyć, gdyby jego sztab działał profesjonalnie. Tymczasem kampanią kierowali politycy Koalicji Obywatelskiej i kumple Trzaskowskiego — Sławomir Nitras i Cezary Tomczyk. Kierowali najgorszą kampanią prezydencką w historii III RP — bez pomysłu, bez strategii, często wbrew własnym badaniom. To były na przemian chaos oraz improwizacja. Tusk tego nie zatrzymał. Nawet po pierwszej turze — gdy było widać dominację kandydatów prawicy — nie wymienił sztabu.

Wojciech Olkuśnik / East News

Rafał Trzaskowski i Sławomir Nitras

Ale nade wszystko Tusk przegrał, bo przez półtora roku nie dał ludziom poczucia, że jego rząd działa. Elektorat, który rozgrzał się do czerwoności w październiku 2023 r., teraz zwyczajnie odpuścił. Frekwencja była niższa niż w wyborach parlamentarnych. A w domach zostali właśnie ci, którzy półtora roku wcześniej rzucili PiS na kolana. Gdyby wrocławskie Jagodno znów stanęło w kolejce — Trzaskowski byłby dziś prezydentem elektem.

Filip Naumienko / East News

Rafał Trzaskowski i Cezary Tomczyk

Wynik wyborów prezydenckich znacznie osłabił pozycję Tuska w koalicji

I teraz pytanie najważniejsze: czy Tusk się obudzi? Na razie — jak twierdzą źródła "Stanu Wyjątkowego" w jego otoczeniu — nie widzi potrzeby fundamentalnych zmian w polityce rządu. A to znaczyłoby, że naprawdę traci kontakt z własnym elektoratem. Jednocześnie wynik wyborów prezydenckich znacznie osłabił pozycję Tuska zarówno w Koalicji Obywatelskiej, jak i wśród koalicjantów. Jeden z wpływowych polityków koalicji mówi obrazowo: "Wszyscy dostaliśmy po tyłku. Nasi kandydaci — Biejat, Hołownia i Trzaskowski — wypadki w wyborach marnie. Ale Tusk dostał po tyłku najbardziej, bo on ma największy tyłek".

Maluchy chcą to poobijanie Tuska wykorzystać, by osłabić jego pozycję w koalicji. Tusk chciał szybkiego głosowania wotum zaufania dla rządu w Sejmie, by potwierdzić swą mocną pozycję i koalicyjną większość. Dostał odmowę — głosowanie odbędzie się w przyszłym tygodniu. Chciał szybkiej rekonstrukcji, by usunąć z rządu tych ministrów, którzy nigdy nie powinni do niego wejść lub dawno powinni odejść. Także usłyszał odmowę — rekonstrukcja odbędzie się za miesiąc, gdy większość Polaków na czas wakacji oczyści głowy z polityki.

W Trzeciej Drodze — która dzięki porażce wyborczej Tuska znów się wewnętrznie umacnia — pojawiają się wprost postulaty wymiany premiera. Przodują w tym politycy PSL, jak były minister Tuska Marek Sawicki oraz Michał Kamiński, którego z PiS do Platformy ściągał także Tusk — dziś Kamiński jest związany z PSL.

Tuska wprost nie atakuje Joanna Mucha z Polski 2050, która jest wiceministrą edukacji w rządzie i byłą posłanką PO. Ale jej wpis na Facebooku masakruje Platformę:

"PiS zrobił strategiczną analizę pożądanych cech kandydata. Miał on być osobą, której nie da się powiązać z rządem PiS i miał być tym, na którego w drugiej turze zagłosują wyborcy Mentzena. Platforma nie robi analiz strategicznych. Jest tak przekonana o własnej samoza***istosci, że analizy strategiczne nie są potrzebne. Platforma uważa, że jest "lepsza" i w związku z tym istnieje moralny obowiązek głosowania na kandydatów Platformy. Oni uważają, że "im to zwycięstwo się po prostu należy" — to cytat za anonimowym przedstawicielem sztabu. W tym przekonaniu wspierają ich prawie wszystkie media. PiS zrobił casting na kandydata, który będzie wypełniał założenia strategii.

W Platformie żaden casting nigdy nie był potrzebny. Wybory między Trzaskowskim a Sikorskim były pozorne i zorganizowane wyłącznie po to, żeby nie można było powiedzieć, że Trzaskowski jest kandydatem Tuska. Platforma mówi: "dajemy ci kandydata i masz na niego głosować". O co Ci chodzi? Że liberał? Że poglądy liberalne podziela co najwyżej jedna trzecia społeczeństwa? Że żaden prezydent Polski nie był nigdy liberałem? Że scena polityczna przesunęła się w prawo (przy ich wsparciu)? Że już raz przegrał wybory, a teraz ciągnie jeszcze na sobie niezadowolenie z rządu? Platformie to nie przeszkadza. Platforma da Wam kandydata niewybieralnego i będzie się dziwiła, że go nie wybraliście. (…)

PiS wziął do sztabu ludzi, którzy WYGRYWALI wybory. Szczerze, gdyby w sztabie PiSu byli tacy "spece" od kampanii jak ci z Platformy — Nawrocki nie byłby nawet trzeci.

Platforma wzięła do sztabu tych, co zawsze. Ludzi, którzy PRZEGRALI WSZYSTKIE KAMPANIE, które robili, również tę w 2023 r. W 2023 r. Platforma PRZEGRAŁA z PiSem. Platforma ostatni raz wygrała duże wybory w 2011 r. To półtorej dekady. Od tego czasu Platforma robi cały czas to samo i tak samo i oczekuje innego rezultatu".

Muchę zaatakował za to były minister zdrowia, wiceszef Platformy Bartosz Arłukowicz. Takich publicznych przepychanek między koalicjantami jest w dniach powyborczego kaca cała masa.

Tomasz Jastrzębowski / East News

Joanna Mucha i Bartosz Arłukowicz

Atmosferę zaognia także to, że władze PSL rozesłały do swych członków ankietę, w której pytają m.in.: "Czy jeśli PiS i Konfederacja złożyłyby propozycję PSL, by Stronnictwo utworzyło teraz z nimi rząd, w którym premierem zostałby Władysław Kosiniak-Kamysz, to czy PSL powinien taką propozycję przyjąć?"

Czy to realne politycznie warianty? Raczej element chłopskiego nacisku na Tuska i koalicjantów, żeby wyrwać dla PSL jak najwięcej. Słyszymy, że WKK jest lojalny wobec premiera i koalicjantów. Ale zbliża się połowa kadencji i jest nerwowo po porażce Trzaskowskiego, którego — wbrew swemu elektoratowi — popierali ludowcy. A wszak trzeba myśleć o przyszłości — czy utrzymać sojusz z Hołownią i czy to starczy, by wejść do Sejmu? A może wcześniej zerwać z nielubianym na wsi Tuskiem?

Za lojalnego w KO nie jest uważany Hołownia. To on przyłożył się do klęski Trzaskowskiego — rozbił mu debatę w Końskich, na której miało dojść do pierwszego pojedynku z Nawrockim i ostro go atakował przez całą kampanię. Dziś na krytykę z szeregów KO reaguje mocno.

Marysia Zawada / East News

Szymon Hołownia i Rafał Trzaskowski

"To już nie prośba. To jest żądanie: róbcie i pokazujcie co robicie. Wyciągajcie wnioski NATYCHMIAST, wprowadzajcie zmiany JUŻ. Inaczej PIS z Konfederacją urządzą nam Polskę 2027. Albo i wcześniej. (…) Medialno — ekspercka Rodzina Radia Donald nie zrozumiała z wyborów nic. I dalej swoje według swojej starej melodii dla najzagorzalszych fanów. Sorry, ale nie położę uszu po sobie. Ani sam nie zaśpiewam, ani nie powtórzę po innych, "Polacy nic się nie stało". Stało się. Tym razem przegraliśmy. I musimy zrobić inaczej TERAZ, żeby za dwa lata znowu wygrać. Jedyna odpowiedź: ostro do przodu. Rekonstrukcja rządu — tak. Rzecznik rządu — tak. Centrum nowych mediów przy rządzie — tak. Update umowy koalicyjnej — realistyczne cele z terminami dowiezienia — tak. Restart nadziei, nie tasowanie stołków. I to już."

Na rzecznika Donald i jego rodzina już się zgodzili — mimo że premier jest przekonany, że sam najlepiej informuje o działaniach rządy. Ale do "restartu nadziei" długa droga.

Jeśli Tusk nie przeprowadzi zmian w polityce rządu, to znaczy, że naprawdę traci kontakt z własnym elektoratem.

Kaczyński będzie chciał zniszczyć lub przynajmniej osłabić Konfederację

A Kaczyński, mimo wieku, mimo zmęczenia, mimo porażki sprzed dwóch lat — słyszy swoich wyborców i przykłada ucho do elektoratu Konfederacji. Ale spokojnie, spokojnie. Jak już oznajmiliśmy, nie uważamy prezesa za geniusza polityki. W dodatku Kaczyński ma masę wad, których jest niewolnikiem. Jedną z nich jest żądza niszczenia i upokarzania — wykończył niemal wszystkich ludzi, z którymi ponad dwie dekady temu zakładał PiS i przez te wszystkie lata wykończył też wszystkich swoich koalicjantów. Dlatego też, mimo że w 2023 r. wygrał wybory, to stracił władzę — po prostu nikt nie chciał z nim rządzić.

Patrząc na wyniki wyborów prezydenckich, można przewidywać, że za dwa lata Kaczyński będzie w stanie rządzić z Konfederacją — jej lider Sławomir Mentzen był trzeci w stawce z wynikiem niemal 15 proc. Ale spokojnie, spokojnie. Znamy Kaczyńskiego na tyle, żeby przewidzieć, jak będzie się zachowywał w ciągu najbliższych lat — będzie chciał konfederatów zniszczyć lub chociaż osłabić, bo nie cierpi konkurencji na prawicy. Dokładnie tak samo robił podczas ośmiu lat rządów PiS — bezskutecznie. Mówiliśmy: Kaczyński to nie geniusz, wszak w finale kampanii jego kandydat Nawrocki musiał żebrać o głosy Mentzena — i dzięki tym głosom wygrał. To było przyznanie się do tego, że prezes nie był w stanie wykończyć Konfederacji.

Paweł Wodzyński / East News

Sławomir Mentzen. W tle Jarosław Kaczyński z kotem

Ale jest już po kampanii i Kaczyński wraca na stare tory. Tak jak 12 lat temu, gdy także za rządów Tuska zaproponował rząd techniczny z udającym wówczas bezpartyjnego i udającym wówczas miłego prof. Piotrem Glińskim. To wtedy była groteska, a dziś to farsa.

Paweł Supernak / PAP

Jarosław Kaczyński prezentuje na tablecie przemówienie Piotra Glińskiego

Dlaczego Kaczyński nie zażądał po porażce prezydenckiego kandydata koalicji przyspieszonych wyborów? Ano dlatego, że gdyby Tusk się na to zgodził — teoretycznie mógłby zaryzykować — to Konfederacja weszłaby do Sejmu wzmocniona kosztem PiS.

Kaczyński urządza cyrk z "rządem technicznym", bo to w porównaniu z przyspieszonymi wyborami cyrk dla niego niegroźny. Przy okazji jednak demonstruje prezes swe prawdziwe podejście do Konfederacji. "Propozycja Jarosława Kaczyńskiego, dotycząca rządu technicznego i zakończenia rządów Tuska, na pierwszy rzut oka wydaje się nie mieć żadnych szans na większość w Sejmie. Jeżeli jednak Kaczyński wie więcej ode mnie i jest o czym rozmawiać, to zapraszam na spotkanie. Omówmy to" — zaproponował Mentzen, w odpowiedzi na propozycję prezesa PiS.

Kaczyński go spławił. Stwierdził, że ma większe doświadczenie polityczne, większy klub w Sejmie, a poza tym jest dużo starszy i to Mentzen powinien się do niego pofatygować. Typowy Jaro.

Tyle że Mentzen ani myśli występować o audiencję: "Jarosław Kaczyński potwierdził wszystkie opinie, które o nim od dawna krążyły – że on nie jest w stanie realnie, po partnersku rozmawiać z innymi partiami. Chce zawsze rozmawiać tylko i wyłącznie z pozycji siły, na swoich zasadach i nie jest w stanie zrozumieć, że czasy się zmieniły, że PiS nie jest już jedyną istotną partią opozycyjną w Sejmie. Że jest jeszcze Konfederacja, z którą w tym momencie trzeba się liczyć. PiS zachowuje się jak Rosja. PiS rozumie tylko i wyłącznie argument siły." — stwierdził.

Dziś politycy PiS znów czują się królami świata. Wygrali wybory, prezes jest geniuszem, partia się umacnia. Niewielu z nich zauważyło, że Nawrocki wygrał wyłącznie dzięki głosom wyborców Konfederacji, którzy nie zamierzają zagłosować na PiS za dwa lata. Prezes się puszy znowu w glorii niezwyciężonego hegemona na prawej flance sceny politycznej, jakby nie zauważył, że Mentzen to zupełnie inny typ polityka niż jego dotychczasowi partnerzy. On się z prezesem nie będzie cackał ani go bał. Mentzen z Bosakiem — lub bez — będzie szedł do przodu po większość na prawicy, a nie po uznanie prezesa.

No i pan Karol. Stawiamy orzechy przeciw dolarom, że postawi się Kaczyńskiemu jeszcze w pierwszej połowie kadencji. Na razie w wywiadach, rozdzielanych prawicowym telewizjom — które pomogły mu zakłamywać wyborcze skandale — wygraża Tuskowi. I akurat to go łączy z częścią polityków koalicji.

Was this article displayed correctly? Not happy with what you see?

We located an Open Access version of this article, legally shared by the author or publisher. Open It
Tabs Reminder: Tabs piling up in your browser? Set a reminder for them, close them and get notified at the right time.

Try our Chrome extension today!


Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more

Facebook

Save articles to reading lists
and access them on any device


Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more

Facebook

Save articles to reading lists
and access them on any device